- Co ty tu robisz? Gdzie Fei?
- głos Katayanagi'ego dalej drżał, jednak cały czas próbował dojść do
siebie. Przynajmniej tak mi się wydawało.
-
Fei? A gdzie on może być? Możliwe, że jeszcze żyje – gdy to usłyszałem,
od razu zrozumiałem, że coś musiało stać się Hangowi. Ale jak? Przecież
on był niezwyciężony... On by się tak łatwo nie poddał. Prawda?
- Kłamiesz... - wymamrotałem.
- Co mówisz?
-
Kłamiesz! - krzyknąłem i popatrzyłem się na niego. Moje oczy, nie
wiedzieć czemu zaczęły napełniać się łzami. Same, bez mojej zgody!
-
Nie, oczywiście, że nie. Przegraliście, a przegrani giną. Chcecie się
jeszcze ze sobą pożegnać? Fei'a spotkacie raczej na tamtym świecie – co?
-
Przestań sobie z nas żartować. To... - Haru nie dokończył, bo Kim
wymierzył w jego kierunku pistolet. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie
chciałem jeszcze umierać. Nie teraz. Wpatrywałem się w zimny odzień
broni. Zastanawiałem się, dlaczego nie zaczął ode mnie. Prawdopodobnie
będzie chciał mnie jeszcze pomęczyć. Przyszłość wydawała mi się
beznadziejna. Zresztą jaka przyszłość? Wszystko prawdopodobnie skończy
się tu i teraz. Zamknąłem oczy widząc, że palec Kima zaciskał się coraz
bardziej, a on sam gotowy był do wystrzały. Usłyszałem huk.
Automatycznie zasłoniłem swoje uszył.
-
Kogo uważasz za martwego, dupku? - głos, który do mnie doszedł był
strasznie niewyraźny. Jednak gdy otworzyłem oczy zobaczyłem Hanga. Daeyu
leżał na podłodze, jeszcze żył, jednak jego klatka piersiowa unosiła
się strasznie powoli i ciężko.
- Hang
ty pieprzony dupku! Prawie przez ciebie zginąłem! - wrzasną wściekły
Haru. Ja dalej siedziałem na podłodze i nie mogłem uwierzyć własnym
oczom.
- To nie moja wina, że nie potrafisz się obronić – powiedział lekko zdegustowany. W tym samym czasie popatrzył się na mnie.
- Co? - powiedziałem niezwykle elokwentnie.
-
Co? Może byś się ze mną przywitał? Ty wiesz przez co ja dla ciebie
przeszedłem? - faktycznie wyglądał jakby nie spał przez cały rok.
Ponadto, jego twarz był prawie cała brudna z krwi. Wiedziałem, że był
rozdrażniony, co również oznaczało, że niebezpieczny. Ale ja dalej byłem
oniemiały.
- Dzień dobry – powiedziałem niepewnie i spuściłem wzrok.
- Ja myślę, że on się ciebie teraz boi – powiedział blondyn.
-
No ja mam nadzieję – rzucił we mnie białą kopertą. Gdy tylko zajrzałem
do środka, zbladłem. Były tam moje zdjęcia z tego haniebnego aktu.
- Nie moja wina! Ja tego nie chciałem! - wrzasnął broniąc się jakoś. Ale moje argumentacja chyba go nie przekonała.
-
W to wierzę, nikt by nie chciał przechodzić przez coś takiego. Ale
wiesz co? Na tych zdjęciach nie widać żebyś stawiał jakikolwiek opór –
jak to?
- Krzyczałem! Nie miałem z nimi najmniejszych szans – to bolało, tak bardzo bolało. Dlaczego on miał do mnie pretensje?
- Mogę już iść? - powiedział nieco znudzony Haru.
- Jasne – nie, nie chcę żeby teraz zostawiał mnie z nim, sam na sam. Szczerze, to wyobrażałem to sobie nieco inaczej.
-
Możesz mi coś wytłumaczyć? Bo chyba jestem za głupi żeby to zrozumieć –
uklękną tuż przede mną – Jak to się stało, że przed chwilę pocałowałeś
Haru?
- Skąd o tym wiesz? - pisnąłem przerażony. W jego oczach widziałem obłęd.
-
Wiem o wszystkim co się z tobą działo! Gówniarzu, jesteś o sto lat za
młody żeby mnie kiwać! Ja nadstawiałem za ciebie karku. Myślisz, że ta
cała gra to była dziecinna zabawa? Wspaniale mi się odpłaciłeś. Dla
twojej wiadomości, zamontowałem kamery w tym pokoju. Wytłumacz mi to
sensownie. Jeśli nie potrafisz, to się w ogóle nie odzywaj, bo cię
zabiję – nic nie powiedziałem. Fei wstał, mnie pociągnął za koszulkę.
Także wstałem. Przeszliśmy obok konającego Kima. Widok był naprawdę
żałosny.
- Po ciebie śmieciu przyjdą
moi ludzie – powiedział na odchodnym w stronę Daeyu. Ja za to, szedłem
potulnie za Hangiem. Musiał mnie w końcu wyprowadzić z tego labiryntu.
Chociaż wiedziałem, że równie dobrze mógł mnie tam zostawić. Czułem się
winny, niezmiernie winny.
-
Przepraszam – wymamrotałem, jednak odpowiedziała mi tylko grobowa cisza.
To w ogóle nie poprawiło mi nastroju. Już bym wolał, żeby na mnie
krzyknął.
Wyszliśmy całkowicie z domu
Haru. Wszedłem do limuzyny Hanga. Pojęcia nie miałem co robić. Tak
zażenowany nie byłem dawno. Fei powycierał już swoją twarz jakąś
chusteczką. Skąd wiedziałem? Ukradkiem na niego patrzyłem.
-
Usiądź obok mnie – wydał polecenie, które błyskawicznie spełniłem.
Tylko czekałem na to, aż mnie uderzy. Nie zdziwiłbym się w ogóle. A może
już się trochę uspokoił?
Usłyszałem
jak ciężko westchną i nagle wbił się w moje usta. Dosłownie wpoił.
Przytłoczył mnie swoim ciężarem. Pocałunek był niezwykle agresywny. Hang
dosłownie zaczął mnie pożerać. Nie stawiałem najmniejszego oporu, po
prostu się mu poddałem. Jego usta w ogóle nie były czułe. Wręcz
przeciwnie pocałunek był zachłanny i przytłaczający. Język Fei'a nie
pozostawił mojemu żadnej namiastki kontroli. Poczułem jak strużka śliny
zjechała po moim policzku. Nie mogłem oddychać, powoli zacząłem się
dusić. Wtedy Hang, jakby wyczuwając sytuację oderwał się ode mnie.
Popatrzyłem na niego ze strachem w oczach. On dosłownie zerwał ze mnie
koszulkę. Nerwowo zaczął rozpinać także moje spodnie.
-
Będziemy się pieprzyć tu i teraz. Nie szarp się, bo cię zgwałcę – dalej
był na mnie zły. Wyczuwałem to aż nadto wyraźnie. Gdy uporał się z
moimi ciuchami zaczął mnie lizać i gryźć po szyi. Ból mieszał się z
rozkoszą. Jego lewa ręka trzymała mnie za włosy, prawa natomiast
jeździła po moim torsie. Unosiłem biodra cały czas się o niego
ocierając. Wstydziłem się za swoje zachowanie, ale to było silniejsze
ode mnie. Ręka Fei'a złapała mnie za prawy sutek i zaczęła go wykręcać
oraz szczypać. Jęczałem coraz głośniej, gubiąc się przy tym, czy to z
bólu, czy z rozkoszy. Nagle mój kochanek zaprzestał wszystkich swoich
czynów. Patrzyłem jak ściągał z siebie koszulę, spodnie oraz bieliznę.
Moim oczom ukazała się nabrzmiała męskość mężczyzny. Z lekkim
przerażeniem pomyślałem o tym, co się będzie działo. Przełknąłem ślinę.
-
Na co czekasz? - dźwięczny głos Hanga doleciał do moich uszu. Nie wiele
myśląc rzuciłem się na niego. Usiadłem na nim okrakiem i pocałowałem.
Moje ręce błądziły we włosach mężczyzny. Czułem jak nasze członki się ze
sobą zderzały. To wszystko podniecało mnie jeszcze bardziej. Dosłownie
sapałem do ust Hangowi. Ocierałem się o niego jak kot. Fei złapał mnie
za boki i lekko skierował ku górze. Moje sutki znalazły się na wysokości
jego ust. On ssał je, lizał oraz podgryzał. Jego ręce jeździły po moich
pośladkach od czasu do czasu zahaczając o moją dziurkę. Jego jedna dłoń
złapał mnie za jądra i zaczęła się nimi bawić. Zaraz po tym przejechał
palcem po moim nabrzmiałym członku. Jęknąłem z rozkoszy.
- Proszę... - wysapałem rozpalony do granic, tuż nad głową Fei'a.
- O co? - usłyszałem tryumf w głosie mężczyzny.
- Weź mnie – powiedziałem nieco głośniej, niż zamierzałem. Właściwie prawie krzyknąłem.
-
Jak sobie życzysz – obrócił mnie. Siedziałem tyłem do niego. On nabił
mnie na swojego członka. Trzymał mnie za boki i nadawał mi rytm w jakim
miałem się poruszać. Jego oddech cały czas drażnił moją szyję. Jego
penis wbijał się we mnie po sam koniec. Tempo było szaleńczo szybkie.
Buzujący członek Hanga podniecał mnie tak bardzo, że miałem ochotę sam
złapać się za swojego i skończyć.
-
Zostaw – powiedział mi do ucha mężczyzna i lekko ugryzł w małżowinę
uszną. Zaraz po tym poczułem, jak ciepło wypełniło mnie całego. Niestety
ja jeszcze nie doszedłem. Byłem cały rozgrzany i cały drżałem.
-
Na kolana, twarzą do mnie – zrobiłem tak, jak kazał – Teraz możesz
dojść – uśmiechnął się łobuzersko, kochałem ten uśmiech Fei'a.
Wziąłem
do ręki swojego członka i zacząłem nim poruszać. Moja dłoń jeździła w
górę i w dół. Przez moment popatrzyłem na Hanga. Wpatrywał się we mnie
niezwykle zachłannie.
- Do kogo należysz?
- Do ciebie – powiedziałem cicho, wiedziałem, że już długo nie pociągnę.
- Czyją jesteś własnością?
- Twoją.
- I czyje imię będziesz krzyczał, kiedy będziesz dochodzić?
- Twoje – powiedziałem, chociaż mówienie w takim momencie, było dla mnie zbyt dużym wysiłkiem.
- To na co czekasz? - mężczyzna doskonale wyczuł moment, bo zbliżałem się już do końca.
- Ahh, Hang! - wrzasnąłem dochodząc na swoją rękę. Fei roześmiał się gardłowo i rzucił w moją stronę paczkę chusteczek.
- Masz, powycieraj się moja kobieto – zrobiłem tak jak powiedział.
- Nie jestem kobietą – odburknąłem lekko zdegustowany.
-
Tak, tak wiem. Ubierz mnie – popatrzyłem na niego pytająco. Ale co
zrobić? Dopiero co się uspokoił, nie chciałem go znowu denerwować.
Pozbierałem jego rzeczy i zacząłem go ubierać. Czułem się przy tym
niezwykle zażenowany. Poza tym, ja dalej byłem nagi. Jeszcze trochę i
pewnie znów bym się podniecił.
- Od
dzisiaj jesteś mój, nigdzie się beze mnie nie ruszasz. I to ja ciebie
rozbieram, ty za to ubierasz mnie. Mam rację, czy chcesz negocjować?
Jeśli tak, to tylko przez łóżko – uśmiechnął się i poczochrał mnie po
włosach.
- Mi pasuje –
odpowiedziałem, bo przecież co w tym złego. Ja przynajmniej nie
widziałem. Poza tym, mój tryb życia nie wymagał jakiś wielkich swobód.
Podszedłem do Hanga i pocałowałem go po raz kolejny tego dnia i nie po
raz ostatni.
***
Kilka
godzin później, Hang stał już praktycznie nad zwłokami Kima. Jedną ręką
przechylił głowę cierpiącego mężczyzny tak, by widzieć dokładnie jego
twarz.
- Napawasz mnie obrzydzeniem –
wypowiedział słowa nasączone jadem oraz głęboką nienawiścią. Hang zgasił
papierosa na twarzy konającego mężczyzny.
- Zabij mnie już – wyspała zmęczony już torturami i nieustannym biciem Daeyu.
-
Oczywiście z największą przyjemnością, ale zaraz. Kto by pomyślał, że
zabiję kiedyś osobę, od której wszystkiego się dowiedziałem. Prawda
nauczycielu? Ale cóż, uczyłem się od najlepszego – przerażający uśmiech
pojawił się na ustach Hanga, gdy tylko skończył wypowiadać te słowa.
- Oby i ciebie spotkało to, co mnie – wykrztusił z siebie ostatkiem sił Kim.
- Z pewnością. Żegnaj – Hang pociągnął za spust. Tak zakończyła się historia dwójki rywalizujących ze sobą mężczyzn.
-
A teraz pora na chwilę relaksu z Abe – powiedział pod nosem niezwykle
zadowolony. Bo przecież całkiem niedawno odzyskał to, co zostało mu siłą
odebrane i nie zamierzał już tego oddawać, nigdy.
KONIEC