środa, 29 sierpnia 2012

3. Porachunki

Zamknąłem oczy widząc, że jego ręka z niebezpieczną prędkością leciała w moją stronę. Jednak szybko je otworzyłem, bo nie mogłem doczekać się jakiejkolwiek reakcji. Coś na przykład odrzutu po uderzenia i tak dalej. Więc otworzyłem oczy i spostrzegłem palec przed moimi oczyma. Wskazujący, jeśli miałbym być dokładny. Po chwili tenże palec pokazał mi drzwi od tego pięknego domu.
- Do środka, już! - oh, znowu ten niebezpieczny to głosu. Czy ja naprawdę zrobiłem coś złego? Nie widziałem nic strasznego w tym, że go nie posłuchałem. W końcu nie podpisywałem żadnych papierów, potwierdzających moje pełne posłuszeństwo wobec jego, jak się okazało, stanowczej i pełnej mordu osoby. Jednak szedłem grzecznie przed nim, tak jak mi kazał. W końcu nie chciałem żeby rozszarpał mnie na chodniku. Nie, nie zrobiłby tego. Przecież sąsiedzi mogliby podglądać. Sąsiedzi to straszne stworzenia. Wiedzą o człowieku więcej niż on sam. Są taką chodzącą encyklopedią. Rząd powinien płacić sąsiadom, tym bardziej aktywnym oczywiście, za to, że w ogóle chcą przechowywać w swoich głowach cudze brudy. Oczywiście nie zauważyłem, jak i kiedy znalazłem się w domu. Chociaż... Jak? Na nogach. Kiedy? Dzisiaj. Ale chyba nie o to mi chodziło.
- Gdzie mam teraz iść? Nie znam tego budynku i nie chciałbym skręcić w zły korytarz, bo prawdopodobnie wyprowadziłoby to cię z równowagi – dobrze usprawiedliwiłem swoje pytanie? Myślę, że tak. Mi by takie wystarczyło.
- Idź za mną – no i mnie wyminął. Znowu te plecy... Tylko teraz nie mógłbym sobie pozwolić na zapatrzenie. Niech mu będzie, nie będę teraz patrzeć na jego plecy. Chociaż tak mnie kusiły. Nie, jak plecy mogą kusić? Wyobraźcie sobie to. Jesteście na diecie, a tu plecy przychodzą i was kuszą. Zjedz to ciastko. Głupie. Kończę z tym tematem.
- Ładny pokój – skomentowałem, gdy już znalazłem się w środku.
- Bardzo ładny. Siadaj na łóżku – nic prostszego. Hang podszedł do szafki i wyciągnął z niej kajdanki. Podszedł do mnie i przekuł nimi od poręczy łóżka. Popatrzyłem nań pytająco.
- Po co to? - także spytałem, chyba z samego spojrzenia nie wyczytał, że chciałem się dowiedzieć.
- Żebyś przypadkiem mała cholero nie poszła na przechadzkę! Ty tu będziesz siedzieć, a ja się w tym czasie uspokoję – no i wyszedł.
- Wypraszam sobie, nie jestem cholerą, a jeśli już, to w żadnym wypadku mała cholerą – wymamrotałem sobie sam do siebie. W tym momencie wszedł jakiś mężczyzna w garniturze i ciemnych okularach. Stanął pod drzwiami i tak stał. Jak jakaś skała. Był nudny i niewarty uwagi, więc mój wzrok przeniósł się na barek. On był wart uwagi, ponieważ całym sercem i całą duszą kochałem alkohol.
- Panie Skało, mógłby mi pan podać któryś z tych alkoholi?
- Nie wiem, czy mogę sobie na to pozwolić – ts, co za kretyn. Nie lubiłem gdy ktoś mi odmawiał podania dobrego trunku.
- Pozwalałeś sobie pewnie na dużo innych, gorszych rzeczy. Podaj mi to, co chcę.
- Może być whiskey?
- Tak – podszedł i nalał mi napoju do ładnej, kryształowej szklanki. Podał grzecznie i odszedł w miejsce, z którego przeszedł. Czyli stanął pod ścianą. Ja natomiast wszystko wypiłem. Wyciągnąłem rękę z pustą szklanką w kierunku Pana Skały, dając mu do zrozumienia, że chcę jeszcze. Ten bez pytania nalał mi kolejną porcję. Czynność ta powtórzyła się dosyć sporo razy i takim właśnie sposobem wypiłem wszystkie cztery butelki, który znajdowały się w barku. Wzrok mi się zaczął rozmywać, więc trudno mi było wypatrzeć coś innego. Stwierdziłem, że na dzisiaj tyle wystarczy. I nie jestem alkoholikiem. Piję rzadko, ale jeśli zacznę to już porządnie.
- Panie Skało! Siku! Mi się chce siku. Wiem, że masz kluczyk. Hang nie jest na tyle nierozsądny, by ci go nie powierzyć. Bo gdyby dom na przykład się zapalił, to wątpię w to, byś miał wynosić wraz z łóżkiem. Więc? - popatrzyłem na zdziwioną minę mężczyzny. Ale miałem racje, po podszedł i mnie odkuł. Nareszcie! Co za wolny człowiek. Rany...
- Tylko szybko.
- Co szybko? Ty wiesz ile mi się tego nagromadziło? - mówiłem całkiem płynnie, jednak moje ruchy już tak płynne nie były. Zatoczyłem się pod jakąś szafkę i zrzuciłem jakąś lampkę, na szczęście się nie potłukła.
- Tam jest łazienka – wskazał mi palcem.
- Palcem się nie pokazuje – odburknąłem, ale poszedłem we wskazanym kierunku. I teraz właśnie zaczynały się schody. Musiałem rozpiąć guzik i jeszcze ten cholerny zamek... Zajęło mi to chyba jakieś pięć minut. Zawsze się szarpałem z tym cholerstwem. Gdy zrobiłem to, co zrobić miałem, musiałem się ubrać. Popatrzyłem na swoje spodnie bezradnie i wyszedłem z łazienki.
- Zapnij mi spodnie – Pan Skała popatrzył nam nie jak na ducha. Jednak klęknął przed mną. Ah, ta dzika satysfakcja, kiedy ktoś o głowę wyższy klęczy przed tobą i męczy się z zamkiem i guzikiem.
- Czy teraz mógłbyś wrócić na łóżko, a ja z powrotem założę co kajdanki.
- Nie. Widziałeś kiedyś żeby ptak wypuszczony z klatki do niej wracał? Co za bezczelność! - wykrzyczałem Panu Skale w twarz. Cholerny lizus. Pewnie w tyłek wchodził cały czas Fei'owi. Na pewno!
- Wróć proszę na swoje miejsce, inaczej będę musiał użyć siły.
- A mózgu to już nie łaska?
- Słucham? - co on chciał słuchać. Przecież wyraziłem się jasno. Nie wszystko rozwiązuje się przy pomocy mięśni. Pewnie nie zrozumiał...
- Mam pomysł. Wrócę tam i będziesz mnie mógł przykuć, ale najpierw musisz się rozebrać! Tak rozebrać! Tylko jak będziesz nagi dam ci się przykuć do tego cholernego łóżka – ten głupek zaczął to robić! Co za idiotyzm. Ale co miałem robić? Patrzyłem jak ściąga z siebie garnitur i w ogóle wszystko.
- Może być – kiwnąłem głową. Stał przede mną nagusieńki. Bardzo przyjemne mieć nad kimś kontrolę, nawet taką złudną. Bo właściwie to nie ja ją miałem, tylko Hang. Pan Skała najwyraźniej bardzo się go bał i dlatego spełnił moją zachciankę. Jakby to wyglądało, gdyby nade mną nie zapanował? Gdyby twardziel w okularkach był facetem, przerzuciłby mnie przez ramię i zniósł na łóżko. Pech jednak chciał, a jak pech che, to wszystko musiało być tak, jak sobie wymyślił, że Fei w tym momencie wszedł do pokoju. Nie zadał na samym początku żadnego pytania. Rozejrzał się po pokoju.
- Dałeś mu alkohol? Po co pytam, sam byś tego nie wypił. Pozbieraj swoje rzeczy i wyjdź – biedny Pan Skała pewnie później dostanie burdę.
- I jak? Gniew przeszedł? - rzuciłem lekko bez żadnych oporów.
- Oczywiście. Szkoda, że się upiłeś, bo planowałem kochać się z tobą na trzeźwo.
- Teraz będę chętniej rozkładał nogi – popatrzyłem w stronę Hanga nieco prowokacyjnie.
- Nie wątpię, jednak poczekam. Nie spieszy mi się aż tak bardzo.
- Naprawdę? Coś niesamowitego.
- Prawda? - czemu on tak lekko reaguje?
- Nie drażni cię moje zachowanie? - spytałem, bo lekko wybił mnie z tropu.
- Ani trochę. Już cię przecież widziałem w takim stanie.
- I masz zamiar tak stać i ze mną dyskutować?
- Jeśli można to nazwać dyskusją, to tak. W takim stanie do niczego mi się nie nadasz. Nie kręcą mnie pijane nastolatki.
- Ale trzeźwe już tak?
- Jak najbardziej – jaki on szczery. Tak na trzeźwo? Chyba naprawdę powinienem obawiać się tego mężczyzny. Tylko jutro pewnie o niczym nie będę pamiętał... Co za życie.
- Jesteś zboczony – rzuciłem bez namysłu w jego stronę.
- A co w tym zboczonego? Po prostu podobają mi się młode, zgrabne ciała. A poza tym nie masz żadnych podstaw do tego, by twierdzić, że jestem zboczony. Nic ci przecież jeszcze nie zrobiłem.
- I nic nie zrobisz! - pisnąłem przerażony widząc jego wyraz twarzy. Po alkoholu nie byłem tak spokojny jak na trzeźwo.
- Skąd ta pewność? - skąd ten spokój do cholery?!
- Będę pił i pił, i jeszcze raz pił!
- Od jutro nie dam ci nawet powąchać alkoholu. Zdecydowanie wolę cię na trzeźwo. Chcesz usłyszeć, co mam zamiar z tobą zrobić? - on mnie prowokował, prawda?
- Nie! Zachowaj to dla siebie.
- Niestety, już jutro będę musiał się z tobą podzielić swoimi planami – po wypowiedzeniu tych jakże zgubnych słów, przejechał językiem po górnej wardze. Oh, jak to lubieżnie wyglądało. Gdybym stał zrobiłoby mi się miękko w kolanach, ale na szczęście siedziałem. Hang zbliżył się do mnie, w ręce trzymał jakąś chusteczkę. Szybkim ruchem ręki przybliżył mi ją do twarzy. Moje powieki zrobiły się ciężkie, a ostatnie to zobaczyłem, było parszywą, uśmiechniętą buźką Fai'a.

1 komentarz:

  1. Dobra kocham pijanego Hibikiego <3
    Boże ty tworzysz tak zajebiste główne postacie :3

    OdpowiedzUsuń