-
Do środka, już! - oh, znowu ten niebezpieczny to głosu. Czy ja naprawdę
zrobiłem coś złego? Nie widziałem nic strasznego w tym, że go nie
posłuchałem. W końcu nie podpisywałem żadnych papierów, potwierdzających
moje pełne posłuszeństwo wobec jego, jak się okazało, stanowczej i
pełnej mordu osoby. Jednak szedłem grzecznie przed nim, tak jak mi
kazał. W końcu nie chciałem żeby rozszarpał mnie na chodniku. Nie, nie
zrobiłby tego. Przecież sąsiedzi mogliby podglądać. Sąsiedzi to straszne
stworzenia. Wiedzą o człowieku więcej niż on sam. Są taką chodzącą
encyklopedią. Rząd powinien płacić sąsiadom, tym bardziej aktywnym
oczywiście, za to, że w ogóle chcą przechowywać w swoich głowach cudze
brudy. Oczywiście nie zauważyłem, jak i kiedy znalazłem się w domu.
Chociaż... Jak? Na nogach. Kiedy? Dzisiaj. Ale chyba nie o to mi
chodziło.
- Gdzie mam teraz iść? Nie
znam tego budynku i nie chciałbym skręcić w zły korytarz, bo
prawdopodobnie wyprowadziłoby to cię z równowagi – dobrze
usprawiedliwiłem swoje pytanie? Myślę, że tak. Mi by takie wystarczyło.
-
Idź za mną – no i mnie wyminął. Znowu te plecy... Tylko teraz nie
mógłbym sobie pozwolić na zapatrzenie. Niech mu będzie, nie będę teraz
patrzeć na jego plecy. Chociaż tak mnie kusiły. Nie, jak plecy mogą
kusić? Wyobraźcie sobie to. Jesteście na diecie, a tu plecy przychodzą i
was kuszą. Zjedz to ciastko. Głupie. Kończę z tym tematem.
- Ładny pokój – skomentowałem, gdy już znalazłem się w środku.
-
Bardzo ładny. Siadaj na łóżku – nic prostszego. Hang podszedł do szafki
i wyciągnął z niej kajdanki. Podszedł do mnie i przekuł nimi od poręczy
łóżka. Popatrzyłem nań pytająco.
- Po co to? - także spytałem, chyba z samego spojrzenia nie wyczytał, że chciałem się dowiedzieć.
-
Żebyś przypadkiem mała cholero nie poszła na przechadzkę! Ty tu
będziesz siedzieć, a ja się w tym czasie uspokoję – no i wyszedł.
-
Wypraszam sobie, nie jestem cholerą, a jeśli już, to w żadnym wypadku
mała cholerą – wymamrotałem sobie sam do siebie. W tym momencie wszedł
jakiś mężczyzna w garniturze i ciemnych okularach. Stanął pod drzwiami i
tak stał. Jak jakaś skała. Był nudny i niewarty uwagi, więc mój wzrok
przeniósł się na barek. On był wart uwagi, ponieważ całym sercem i całą
duszą kochałem alkohol.
- Panie Skało, mógłby mi pan podać któryś z tych alkoholi?
- Nie wiem, czy mogę sobie na to pozwolić – ts, co za kretyn. Nie lubiłem gdy ktoś mi odmawiał podania dobrego trunku.
- Pozwalałeś sobie pewnie na dużo innych, gorszych rzeczy. Podaj mi to, co chcę.
- Może być whiskey?
-
Tak – podszedł i nalał mi napoju do ładnej, kryształowej szklanki.
Podał grzecznie i odszedł w miejsce, z którego przeszedł. Czyli stanął
pod ścianą. Ja natomiast wszystko wypiłem. Wyciągnąłem rękę z pustą
szklanką w kierunku Pana Skały, dając mu do zrozumienia, że chcę
jeszcze. Ten bez pytania nalał mi kolejną porcję. Czynność ta powtórzyła
się dosyć sporo razy i takim właśnie sposobem wypiłem wszystkie cztery
butelki, który znajdowały się w barku. Wzrok mi się zaczął rozmywać,
więc trudno mi było wypatrzeć coś innego. Stwierdziłem, że na dzisiaj
tyle wystarczy. I nie jestem alkoholikiem. Piję rzadko, ale jeśli zacznę
to już porządnie.
- Panie Skało!
Siku! Mi się chce siku. Wiem, że masz kluczyk. Hang nie jest na tyle
nierozsądny, by ci go nie powierzyć. Bo gdyby dom na przykład się
zapalił, to wątpię w to, byś miał wynosić wraz z łóżkiem. Więc? -
popatrzyłem na zdziwioną minę mężczyzny. Ale miałem racje, po podszedł i
mnie odkuł. Nareszcie! Co za wolny człowiek. Rany...
- Tylko szybko.
-
Co szybko? Ty wiesz ile mi się tego nagromadziło? - mówiłem całkiem
płynnie, jednak moje ruchy już tak płynne nie były. Zatoczyłem się pod
jakąś szafkę i zrzuciłem jakąś lampkę, na szczęście się nie potłukła.
- Tam jest łazienka – wskazał mi palcem.
-
Palcem się nie pokazuje – odburknąłem, ale poszedłem we wskazanym
kierunku. I teraz właśnie zaczynały się schody. Musiałem rozpiąć guzik i
jeszcze ten cholerny zamek... Zajęło mi to chyba jakieś pięć minut.
Zawsze się szarpałem z tym cholerstwem. Gdy zrobiłem to, co zrobić
miałem, musiałem się ubrać. Popatrzyłem na swoje spodnie bezradnie i
wyszedłem z łazienki.
- Zapnij mi
spodnie – Pan Skała popatrzył nam nie jak na ducha. Jednak klęknął przed
mną. Ah, ta dzika satysfakcja, kiedy ktoś o głowę wyższy klęczy przed
tobą i męczy się z zamkiem i guzikiem.
- Czy teraz mógłbyś wrócić na łóżko, a ja z powrotem założę co kajdanki.
-
Nie. Widziałeś kiedyś żeby ptak wypuszczony z klatki do niej wracał? Co
za bezczelność! - wykrzyczałem Panu Skale w twarz. Cholerny lizus.
Pewnie w tyłek wchodził cały czas Fei'owi. Na pewno!
- Wróć proszę na swoje miejsce, inaczej będę musiał użyć siły.
- A mózgu to już nie łaska?
-
Słucham? - co on chciał słuchać. Przecież wyraziłem się jasno. Nie
wszystko rozwiązuje się przy pomocy mięśni. Pewnie nie zrozumiał...
-
Mam pomysł. Wrócę tam i będziesz mnie mógł przykuć, ale najpierw musisz
się rozebrać! Tak rozebrać! Tylko jak będziesz nagi dam ci się przykuć
do tego cholernego łóżka – ten głupek zaczął to robić! Co za idiotyzm.
Ale co miałem robić? Patrzyłem jak ściąga z siebie garnitur i w ogóle
wszystko.
- Może być – kiwnąłem głową.
Stał przede mną nagusieńki. Bardzo przyjemne mieć nad kimś kontrolę,
nawet taką złudną. Bo właściwie to nie ja ją miałem, tylko Hang. Pan
Skała najwyraźniej bardzo się go bał i dlatego spełnił moją zachciankę.
Jakby to wyglądało, gdyby nade mną nie zapanował? Gdyby twardziel w
okularkach był facetem, przerzuciłby mnie przez ramię i zniósł na łóżko.
Pech jednak chciał, a jak pech che, to wszystko musiało być tak, jak
sobie wymyślił, że Fei w tym momencie wszedł do pokoju. Nie zadał na
samym początku żadnego pytania. Rozejrzał się po pokoju.
-
Dałeś mu alkohol? Po co pytam, sam byś tego nie wypił. Pozbieraj swoje
rzeczy i wyjdź – biedny Pan Skała pewnie później dostanie burdę.
- I jak? Gniew przeszedł? - rzuciłem lekko bez żadnych oporów.
- Oczywiście. Szkoda, że się upiłeś, bo planowałem kochać się z tobą na trzeźwo.
- Teraz będę chętniej rozkładał nogi – popatrzyłem w stronę Hanga nieco prowokacyjnie.
- Nie wątpię, jednak poczekam. Nie spieszy mi się aż tak bardzo.
- Naprawdę? Coś niesamowitego.
- Prawda? - czemu on tak lekko reaguje?
- Nie drażni cię moje zachowanie? - spytałem, bo lekko wybił mnie z tropu.
- Ani trochę. Już cię przecież widziałem w takim stanie.
- I masz zamiar tak stać i ze mną dyskutować?
- Jeśli można to nazwać dyskusją, to tak. W takim stanie do niczego mi się nie nadasz. Nie kręcą mnie pijane nastolatki.
- Ale trzeźwe już tak?
-
Jak najbardziej – jaki on szczery. Tak na trzeźwo? Chyba naprawdę
powinienem obawiać się tego mężczyzny. Tylko jutro pewnie o niczym nie
będę pamiętał... Co za życie.
- Jesteś zboczony – rzuciłem bez namysłu w jego stronę.
-
A co w tym zboczonego? Po prostu podobają mi się młode, zgrabne ciała. A
poza tym nie masz żadnych podstaw do tego, by twierdzić, że jestem
zboczony. Nic ci przecież jeszcze nie zrobiłem.
- I nic nie zrobisz! - pisnąłem przerażony widząc jego wyraz twarzy. Po alkoholu nie byłem tak spokojny jak na trzeźwo.
- Skąd ta pewność? - skąd ten spokój do cholery?!
- Będę pił i pił, i jeszcze raz pił!
-
Od jutro nie dam ci nawet powąchać alkoholu. Zdecydowanie wolę cię na
trzeźwo. Chcesz usłyszeć, co mam zamiar z tobą zrobić? - on mnie
prowokował, prawda?
- Nie! Zachowaj to dla siebie.
-
Niestety, już jutro będę musiał się z tobą podzielić swoimi planami –
po wypowiedzeniu tych jakże zgubnych słów, przejechał językiem po górnej
wardze. Oh, jak to lubieżnie wyglądało. Gdybym stał zrobiłoby mi się
miękko w kolanach, ale na szczęście siedziałem. Hang zbliżył się do
mnie, w ręce trzymał jakąś chusteczkę. Szybkim ruchem ręki przybliżył mi
ją do twarzy. Moje powieki zrobiły się ciężkie, a ostatnie to
zobaczyłem, było parszywą, uśmiechniętą buźką Fai'a.
Dobra kocham pijanego Hibikiego <3
OdpowiedzUsuńBoże ty tworzysz tak zajebiste główne postacie :3