środa, 29 sierpnia 2012

4. Porachunki

Obudziłem się nie wiem o której. Niewiele mnie to jednak obchodziło. Głowa mnie trochę bolała, ale na szczęście nie było innych skutków ubocznych. Miałem na myśli takie rzeczy jak mdłości i tym podobne. Podniosłem się lekko do góry i rozejrzałem po pokoju. Zobaczyłem uśmiechniętą twarz Hanga.
- Dobrze się spało?
- Tak – odpowiedziałem z godnie z prawdą.
- To dobrze, a teraz pora na seks.
- Tak z rana? Przecież jest jasno – jęknąłem niepocieszony. Było stanowczo za jasno, jak dla mnie.
- Będę cię dokładnie widział. Coś w tym złego?
- Właściwie to nic. Jednak nie mam ochoty.
- Ja też nie mam ochoty dłużej czekać – zauważyłem, że ta rozmowa powoli zaczynała go denerwować, tak mi się przynajmniej wydawało. Chociaż mi się w życiu tyle rzeczy wydawało, że już nie wiedziałem w co powinienem wierzyć.
- A będzie bolało? - normalne pytania, zadawane przez normalnych ludzi. Masochista też by o to spytał, ale tylko po to, by się upewnić, że będzie bolało. Ja masochistą nie byłem, więc wolałbym usłyszeć coś innego.
- Jak cholera – nie to chciałem usłyszeć. Byłem niepocieszony, ale cóż zrobić? W końcu się z nim założyłem. Gdzie ja miałem rozum? Ah tak, po wypiciu alkoholu idzie w inne, bezpieczne miejsce i odłącza zasięg.
- Ja nie chcę dzisiaj – postanowiłem dalej wykręcać się jak dziecko.
- Jeśli dalej będziesz przedłużał tę rozmowę, obiecuję, że umrzesz z bólu – podszedł do mnie i znalazł się naprawdę niebezpiecznie blisko. Odsunąłem na tyle ile się dało, choć dało się niewiele.
- A mogę mieć jeszcze jedno pytanie?
- Tylko jedno – to dobrze, bo jakby kazał mi zamilczeć, to nie potrafiłbym się skupić.
- Haru powiedział, że zabijasz swoich kochanków po nieudanym stosunku. Prawda to? - Hang popatrzył na mnie tak jakoś dziwnie. Lewy kącik jego ust uniósł się lekko. Nie miałem pojęcia, co mogła oznaczać ta mina.
- Zdarzyło mi się. Ale ty nie masz się o co martwić. To twój pierwszy raz, więc jesteś bezpieczny – prawie w ogóle mnie to nie pocieszyło.
- Czyli za drugim... - wymamrotałem pół przytomny.
- Zamkniesz się w końcu czy ci pomóc? - nie podniósł głosu, jednak pytanie to starczyło, bym poczuł się w jakimś stopniu przerażony. Takim właśnie sposobem wymusił na mnie chwilę milczenia. W milczeniu nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że on miał zamiar mi przeszkadzać. Wypadałoby przypomnieć, że chciał się ze mną kochać... W dzień. W dzień można pomilczeć, ale kochać się, to już drobna przesada. Bynajmniej dla mnie. Nie byłem jakimś wielkim zwolennikiem seksu. I jakoś nie spieszyło mi się do tego, by w ogóle wpisywać seks do mojego codziennego życia. Jednak mus, to mus. Boże uchroń mnie przed następnymi głupimi zakładami, decyzjami i postanowieniami.
Popatrzyłem w oczy Hanga. Nic nadzwyczajnego, oczy jak oczy. Więc przeniosłem swój wzrok na drzwi, które otworzyły się właśnie w tym momencie. Złowroga aura Fei'a mnie przytłoczyła. Czemu się tak zezłościł? Nie na mnie. Na człowieka, który właśnie wszedł. Hang chwycił za nóż, który nie wiem skąd się wziął i rzucił nim w drzwi. Właściwie, to celował w głowę osoby, która miała w planach wtargnąć do pokoju. Jednak ów tajemniczy człowiek zdążył się wycofać w ostatniej chwili.
- Przepraszam szefie... - dało się usłyszeć czyjś cichy głos.
- Jeśli powód, dla którego tu wtargnąłeś nie będzie wystarczająco dobry, zginiesz dokładnie za 10 sekund. Mów! - ja siedziałem i się przysłuchiwałem. Oczywiście średnio mnie to interesowało, ale zostałem świadkiem tego zdarzenia i nie miałem wyjścia.
- Pan Haru Katayanagi niezwłocznie prosi o rozmowę – dalej mówił zza drzwi.
- I co w związku z tym? - chyba powód nie był zbyt dobry. Tajemniczy człowiek nie odezwał się już. Chyba wiedział, że zginie za trzy sekundy. Bez różnicy, byleby nie na moich oczach.
- Dobra, poproś go tu – tu? Dlaczego właśnie tu? Właściwie, to czemu nie? Nie siedziałem nago. Tylko Hang był bardzo blisko mnie...
- W coś ty mnie znowu wpakował?! - przyszedł. Właściwie to wparował, jakby do siebie.
- Hm? Nie mam pojęcia o co ci chodzi.
- Oh, ty nie masz o czymś pojęcia? Nie żartuj sobie ze mnie. O to mi chodzi! - wyciągnął z kieszeni kawałek pomiętej kartki i rzucił nią w Fei'a. On wziął ją rozwinął i przeczytał.
- Więc ty też zostałeś zaproszony do zabawy.
- Zaproszony? Zaproszony?! Ja w to zostałem wciągnięty przez ciebie! Ja mam być po twojej stronie! Nigdy w życiu! - był bardzo zdenerwowany. Chyba tak samo, jak wtedy, gdy rozmawiał ze mną.
- Ja cię nie chcę. Będę miał jeszcze jednego dzieciaka do pilnowania. Najpierw drogi Haru podrośnij.
- Jak matkę kocham, zbiję cię.
- Czyli przeżyję – odpowiedział mu ze złośliwym uśmieszkiem. Hang chyba lubił te rozmowy. Miałem szczęście, bo chyba zapomniał o mnie. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Szkoda.
- Fei wyplącz mnie z tej głupiej zabawy – Katayanagi chyba naprawdę popadał w rozpacz. Przynajmniej tak to wyglądało. Jednak nie mi to oceniać, kiepski w tym jestem.
- Nie jestem twoją niańką. Chociaż, mógłbym się tobą zaopiekować – zmierzył wzrokiem Haru i delikatnie oblizał wargi. Nie wiem czy dobrze widziałem, ale na twarzy blondyna chyba pojawił się rumieniec.
- Kretyn – wymamrotał wcześniej wspomniany blondyn i wyszedł.
- Więc, na czym skończyliśmy? - teraz popatrzył na mnie.
- Nie wolałbyś jego?
- Kogo, Haru? - spytał lekko rozbawiony.
- Tak – ja za to, jak zawsze, byłem śmiertelnie poważny.
- Raczej nie. Uwielbiam go denerwować, łatwo go wyprowadzić z równowagi. A najprościej w taki właśnie sposób – nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo przylgnął do moich ust. Zesztywniałem w jednym momencie. Nie odwzajemniłem pocałunku, nie wiedziałem, co zrobić... Hang nawet się tym nie przejął. Zsunął mnie tak, że leżałem sobie wygodnie na łóżku. On zawisł nade mną. Jego włosy lekko opadały na moją twarz, niemiłosiernie mnie przy tym łaskocząc. Straszne uczucie, tym bardzie, że nie było mi do śmiechu. Dalej był dzień...
Przejechał nosem po moim policzku, nie powiem, to było całkiem przyjemne uczucie. Moje krocze szczelnie przylegało do jego, co było bardzo podniecające. Właściwie, to powinienem potraktować to jako nowe doświadczenie. Tak też planowałem zrobić. Fei palcem przejechał po mojej szyi. Znowu przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Westchnąłem lekko, prawie niedosłyszalnie. Mężczyzna całował mnie po całej szyi, nie zostawiając chyba żadnego wolnego kawałka. Lekko poruszał biodrami, chociaż dalej byliśmy ubrani. Nie zdjął ze mnie najmniejszego skrawka materiału. W końcu jego dłoń znalazła się pod moją koszulką. Jeździł nią delikatnie do góry i do dołu. Czasami palcami lekko zahaczał o moje sutki. Zbliżył swoje usta do moich i pocałował. Próbowałem odwzajemnić pocałunek, ale chyba wyszło mi to niezdarnie, bo Hang zaczął chichotać.
- Co mam zdjąć najpierw? - wyszeptał mi niezwykle seksownie do ucha.
- Bluzkę – wyszeptałem dosyć niepewnie, a moje twarz pokrył się leciutkim rumieńcem. Ku mojemu zdziwieniu zdjął bluzkę sobie. Chyba zobaczył mój zdziwiony wyraz twarzy.
- Nie powiedziałem, że ściągnę najpierw z ciebie – uśmiechnął się tryumfalnie, a moja twarz tym razem oblała się soczystym rumieńcem. Leżałem nieruchomo. Nie wiedziałem jak zareagować. Jednak najgorsze było to, że byłem już w pełni podniecony. Oczywiście nie umknęło to uwadze Hanga. Wziął moją rękę i wsadził ja do moich majtek... Jakie to było krępujące...
- Nie myśl, że będę cię we wszystkim wyręczał. Wiesz, co robić? - co za głupie pytanie. Jak ja miałem na nie odpowiedzieć? Kiwnąłem głową na znak, że wiedziałem. Nawet na niego nie popatrzyłem. On za to siedział i mi się przyglądał. Czy to nie jest przypadkiem trochę zboczone? Bo przecież ja się właśnie przed nim mastu... Nie mam odwagi nawet o tym pomyśleć. Całe szczęście, że byłem ubrany. Chociaż spodnie były rozpięte... W końcu doszedłem, sam. Nie miałem pojęcia czy rękę wyciągnąć, czy też zostawić w spodniach.
- Już? Bo zaczynałem się nudzić – jego to bawiło! Co za straszny człowiek.
- Już – wymamrotałem zawstydzony do granic możliwości.
- Co teraz ściągnąć? - on dalej chciał się w to bawić?
- Wszystko – podpowiedziałem mu nieco niezadowolony. Niech się teraz sam rozbiera.
- Tak jest – odpowiedział niezwykle ochoczo. Zaraz, on to zaczął ściągać ze mnie! Czyli tym razem była kolej na mnie. Ale ze mnie kretyn. Fei bardzo szybko i zręcznie ściągnął ze mnie ubranie. Leżałem przed nim nagusieńki. Chciałem się zasłonić dłońmi, jednak on mi na to nie pozwolił. Złapał mnie za ręce i zamknął w żelaznym uścisku. Syknąłem lekko z bólu. Naprawdę był silny. Jednak po chwili mnie puścił, ale zakryć się już nie odważyłem. Mężczyzna złapał mnie za kolana i rozchylił moje nogi. Językiem przejechał po wewnętrznej stronie mojego lewego uda. Później tę samą czynność powtórzył na drugim, a ja znowu zaczynałem się podniecać. W końcu językiem dotknął czubka mojego penisa. Naprężyłem się jak struna i wydałem z siebie bardzo „melodyjny” dźwięk. Hang uznał to chyba jako zachętę i wziął go całego do ust. Ssał go, lizał czasami nawet lekko podgryzał. W takich chwilach wiłem się i jęczałem, za przeproszeniem, jak głupi. W końcu doszedłem w jego ustach. Znowu zrobiło mi się głupio. Zamknąłem oczu. Gdy je otworzyłem Fei już był nagi. Jego wyraz twarzy zdradzał, że miał coś w planach. Coś niegodziwego, coś na co wiedziałem, że nie będę miał wpływu...
- Teraz przejdziemy do części dla mnie – powiedział i lubieżnie oblizał się po ustach. Wyjął z szuflady jakąś mała buteleczką z płynną zawartością. Nalał sobie trochę na rękę i wsadził mi palca w, nie chcę nawet o tym mówić! Syknąłem z bólu, chciałem się poderwać i uciec, jednak nie wyszło. Nie minęła dłuższa chwila a miałem w sobie już dwa palce. Nie wiedziałem, że to mu będzie sprawiać taką przyjemność, no chyba, że byłem czegoś nieświadomy... W końcu wyjął ze mnie te place, a ja miałem nadzieje, że to już koniec. Jednak on odwrócił mnie na brzuch. Palcem przejechał wzdłuż kręgosłupa. Nagle, w jednej chwili, dosłownie w sekundzie poczułem, jak coś mnie rozrywa. Schowałem twarz w poduszce i przeraźliwie krzyknąłem. Przez chwilę nie było żadnych reakcji ze strona Hanga. Dopiero kiedy się rozluźniłem on zaczął się poruszać. Na początku były to powolne ruchy, jednak dalej mnie drażniły. Po chwili zacząłem nawet odczuwać jakąś dziwną przyjemność. Ruchy stawały się coraz szybsze, bardziej stanowcze, coraz bardziej dzikie... W pewnej chwili poczułem, jak coś ciepłego mnie wypełniło. A to chyba oznaczało koniec dzisiejszej zabawy. Fei wyszedł ze mnie, a ja opadłem bezsilnie na łóżko. Mój oddech był ciężki i nierówny. Hang opadł obok mnie. Wyciągnął z szuflady paczkę papierosów, wyciągnął jednego i zapalił. Popatrzyłem się na niego niepewnie. On zaciągnął się a dym wypuścił w moją stronę. Zacząłem się krztusić i kaszleć.
- Więc teraz jesteś oficjalnie oznaczony – uśmiechnął się do mnie promieniście.
- To znaczy? - nie za bardzo wiedziałem o co mogło mu chodzić.
- Jesteś mój – jego? Jak skarpetki czy inna szmatka?

2 komentarze:

  1. Mhrrau <3
    Mam ,,bekę" z tego opowiadania :3 I nawet nie zaczęłam życzyć gównia... ee... Hibikiemu śmierci w męczarniach!
    Rozpisywać się nie będę, gdyż kolejny rozdział mnie wzywa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle, znaczy scena seksu mi się podobała <3
    Było nawet delikatnie i spokojnie, ale żeby tak w dzień!?
    No cóż...

    OdpowiedzUsuń