środa, 29 sierpnia 2012

9. Porachunki

- Hibiki! No wie wierzę własnym oczom! Moje maleństwo całyjące się na chodniku i to w dodatku z facetem! Od dawna wiedziałam, że jesteś gejem – poczułem, że nadchodzi kataklizm. Byłem pewien, że kiedyś jej imieniem nazwą jakiś huragan.
- Rin-chan – wyszeptałem, gdy tylko udało mi się oderwać od Fei'a. To nie tak, że się wstydziłem. Tak, wstydziłem się. Gdybym nie był taki ślamazarny, wskoczyłbym gdzieś na drzewo. Jednak wypowiedzenie jej imienia było jedyną rzeczą, którą byłem w stanie zrobić.
- A ty, to kto? - spytał dosyć szorstko Hang. W sumie to przeszkodziła mu w molestowaniu. Nie wiem, czy ja bym się zezłościł, gdyby ktoś mi przeszkodził. Raczej nigdy się tego nie dowiem.
- Nic do ciebie nie mówiłam stary bucu! Więc mi się nie wcinaj! Rozmawiam z moim maleństwem– jak zwykle ordynarna. Starymi bucami nazywała osoby starsze od siebie nawet o miesiąc. Jednak zawsze się mną opiekowała, bo przecież to moja siostra. A żeby się jeszcze bardziej pogrążyć, mogę dodać, że młodsza.
Hang wstał z asfaltu, otrzepał spodnie, powiedzmy, że z kurzu i podszedł do mojej siostry. Rin nawet się nie cofnęła, wręcz przeciwnie, podeszła bliżej niego. Wyzywająco popatrzyła mu w oczy. Każdy by zauważył, że ta dwójka już się gorąco nienawidziła. Ja sobie spokojnie siedziałem. Ponadto nawet mój charakter nie pozwalał na wtrącanie się. Po prostu nie chciało mi się reagować. Wiedziałem, że ta dwójka jakoś to między sobą rozstrzygnie.
- Jak mnie nazwałaś? Gratuluję ci odwagi, rzadko mogę się spotkać z takimi przypadkami głupoty.
- Phi! Myślisz, że się ciebie przestraszę, bo jesteś ode mnie dwa razy wyższy, dwa razy silniejszy i Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze?!
- Myślę, że nawet nie zdążysz się przestraszyć – nabrałem ochoty na arbuza. Tak, do sytuacji to w ogóle nie pasowało, ale cóż zrobić? Wiecie, jakie ochotki potrafią być natarczywe.
- Czy to mi grozisz? - cała Rin. Ja w tych słowach nie zauważyłem ani kropli groźby. Pewnie przez tego arbuza.
- Nie wolno mi?
- Też coś. Ja Rin Abe uroczyście oświadczam ci, że nie ma na świecie takiej osoby, która mogłaby mnie w jakiś sposób przestraszyć! Hibiki idziemy, chcę ci kogoś przedstawić – ano, już wstałem przecież. Ale zaraz? Powinienem zostać z Hangiem, czy pójść z Rin? Co za nielitościwy bóg postawił tę dwójkę przede mną?
- Jesteś jego siostrą? - Fei był chyba lekko zdziwiony. W zasadzie nigdy o niej nie wspominałem.
- Dokładnie, a co?
- Gdzie chcesz go zabrać?
- Chcę przedstawić mu swojego faceta. Jakiś problem?
- Absolutnie żaden. Tylko odstaw mi go tutaj za godzinę. Jeśli nie, to nie będę miał na względzie tego, że jesteś jego rodziną – czemu on się tak zmienił? Chyba byłem za głupi, żeby w ogóle coś z tego zrozumieć. W zasadzie, to nawet nie chciało mi się nad tym myśleć. Bo po co? Życia mi przez to nie ubędzie. Z ciekawości także nie umrę, więc nie widziałem żadnej sensownej podstawy, by to jakoś rozpatrywać. Pomachałem jedynie Hangowi na dowidzenia i poszedłem za Rin.
- Skądś ty go wytrzasnął? - dopiero teraz się jej przypatrzyłem. Zmieniła kolor włosów. Wcześniej miała stonowane czarne, teraz wściekło rude. Opadały jej delikatnie na ramiona. Na prawym ramieniu dało się zauważyć jakiś tatuaż, ale nie miałem zielonego pojęcia, co to mogło być. Jakiś dziwny znaczek. Mi to przypominało trochę duże K, ale zawsze mogłem się mylić. Ubrana była jak zwykle skąpo. Bluzka z dekoltem, chociaż w ogóle nie miała dużych piersi. Kiedyś jej o tym powiedziałem, raz, drugi już się nie odważyłem. Spódnice miała dżinsową, krótką, poszarpaną i w ogóle mi się nie podobała. Buty na wysokim obcasie też mi się nie podobały. Który brat by chciał, żeby jego siostra chodziła prawie nago? Tak, we mnie też czasami odzywały się te dziwne instynkty.
- Słyszysz ty mnie?! Odwieś się!
- Co? A skąd? Nie wiem, sam się tak jakoś znalazł.
- Sam? Nie wierzę ci. Hibiki w co ty się znowu wplątałeś i mnie też przy okazji... – ostatnie słowa znacznie ściszyła. Powinienem był uciekać?
- Jesteśmy na miejsc – twarz Rin posmutniała. Rozejrzałem się dookoła. Prawie nikt tędy nie chodził. Wszędzie walały się jakieś śmieci, ogólnie rzecz biorąc nie miałem żadnego pomysłu, na to, gdzie mogłem się znajdować. Popatrzyłem za siebie, Rin już nie było. Przepadła? Pewnie pognała do tego chłopaka. Ahhh, znowu mnie zostawiła.
- Witam cię Hibiki. Kojarzysz mnie może? - skierowałem swoje spojrzenie na osobę, która wypowiedziała te słowa.
- Czuję, że powinienem, ale nie pamiętam kim jesteś – uciekać? Zostać? Wołać o pomoc? Co zrobić?
- Kim Daeyu. Miło mi cię poznać. Szkoda, że mnie nie pamiętasz. Chociaż... Rozmawiałem z Hangiem.
- Powinienem uciekać? - spytałem trochę przestraszony. W końcu przypomniałem sobie, że chodziło o tę głupią grę.
- Powinieneś – cóż za miły porywacz. Chociaż jeszcze mnie nie porwał, więc nie powinienem tak o nim myśleć.
- A mogę?
- Śmiało, nie krępuj się – odwróciłem się i zacząłem biec. Nigdy nie byłem dobry w bieganiu. Ogólnie w niczym nie byłem dobry, co wymagało ode mnie wysiłku. Za nim zdążyłem przebiec 100 m złapał mnie jakiś goryl w garniaku.
- Nie możesz mnie dotykać! Słyszysz! Nie chcę żebyś mnie trzymał! ŚMIERDZISZ! - naprawdę śmierdział! Coś obrzydliwego. Aż mi się żyć odechciało.
- Puść go – powiedział pan Kim.
- Dziękuję – odpowiedziałem grzecznie i w tym samym momencie podszedł do mnie Daa... Daeej, ten z dziwnym nazwiskiem, czy imieniem, co mi się przed chwilą przedstawił. Ten Kim.
- A co powiesz na to, żebym to ja cię trzymał? Ale najpierw pozbędziemy się tego łańcuszka – i jednym, szybkim ruchem ręki zerwał naszyjnik, który dał mi Fei. Popatrzyłam na niego trochę rozpaczliwym wzrokiem.Bo co będzie jeśli Hang zauważy, że go zgubiłem? W zasadzie, to nie zgubiłem, ale cóż...
- Też nie chcę żebyś mnie dotykał...
- Dlaczego? - nie podobał mi się. Nie z wyglądu, z charakteru. Trochę zaczynałem się go bać...
- Bo nie! Nie i już, nie chcę żeby dotykał mnie ktoś inny...
- Aż tak przywiązałeś się do Fei'a? Niepotrzebnie. Zostawi cię kiedy tylko mu się znudzisz, taki już jest.
- Trudno. I tak nie chcę żebyś mnie dotykał – Kim wzdychnął ciężko, złapał mnie za rękę i wpakował do samochodu. Popatrzyłem na niego. Łańcuszek przekazał jakiemuś gorylowi i coś tam mu rozkazał, nie słyszałem co. Zamknął drzwi i popatrzył na mnie. Nie uśmiechał się. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- Bądź miły, albo nie wrócisz do Hanga w jednym kawałku, dzieciaku.
***
W tym samym czasie gdzieś w parku chodziła zniecierpliwiona osoba. Co chwilę nerwowo patrzyła na zegarek. Był to mężczyzna, dokładniej mówiąc Hang Fei, bo kogóż innego moglibyśmy się spodziewać? Usiadł na ławce. Wstał z ławki. Usiadł i tak kilka razy z rzędu. Przypadkowy 
przechodzeń mógłby pomyśleć, że robił jakieś dziwne ćwiczenia. Może nowa moda? Nie zastanawiajmy się jednak na tym. Fei usiadł znowu, złapał się za głowę i zastygł. Być może domyślał się już, co mogło się stać.
- Plosie pana! - krzyknęło jakieś dziecko. Hang leniwie podniósł głowę. Zobaczył przed sobą małego chłopczyka. Popatrzył na niego niepewnie.
- Czego może ode mnie chcieć taki ładny chłopczyk – pomimo ciężkiej sytuacji, uśmiechnął się do chłopca. Niewątpliwie był wybornym aktorem.
- Jakiś pan w calnym galnituze kazal to panu dać – chłopiec wyciągną swoją chudą rączkę i włożył coś w silne ręce mężczyzny. Był to oczywiście łańcuszek razem z medalikiem. W tym momencie potwierdził się najgorszy z możliwych scenariuszy. Jego własność, którą tylko ona miał prawo dotykać wpadał w ręce tego chorego mężczyzny. O kim mowa? Chyba każdy już wie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz