środa, 29 sierpnia 2012

13. Porachunki

- Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłem, kochasie. Może i lepiej dla was, że to ja tu wszedłem, a nie Hang – nawet ja wyczułem te ociekające kpiną słowa.
- Co ty tu robisz? Gdzie Fei? - głos Katayanagi'ego dalej drżał, jednak cały czas próbował dojść do siebie. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Fei? A gdzie on może być? Możliwe, że jeszcze żyje – gdy to usłyszałem, od razu zrozumiałem, że coś musiało stać się Hangowi. Ale jak? Przecież on był niezwyciężony... On by się tak łatwo nie poddał. Prawda?
- Kłamiesz... - wymamrotałem.
- Co mówisz?
- Kłamiesz! - krzyknąłem i popatrzyłem się na niego. Moje oczy, nie wiedzieć czemu zaczęły napełniać się łzami. Same, bez mojej zgody!
- Nie, oczywiście, że nie. Przegraliście, a przegrani giną. Chcecie się jeszcze ze sobą pożegnać? Fei'a spotkacie raczej na tamtym świecie – co?
- Przestań sobie z nas żartować. To... - Haru nie dokończył, bo Kim wymierzył w jego kierunku pistolet. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie chciałem jeszcze umierać. Nie teraz. Wpatrywałem się w zimny odzień broni. Zastanawiałem się, dlaczego nie zaczął ode mnie. Prawdopodobnie będzie chciał mnie jeszcze pomęczyć. Przyszłość wydawała mi się beznadziejna. Zresztą jaka przyszłość? Wszystko prawdopodobnie skończy się tu i teraz. Zamknąłem oczy widząc, że palec Kima zaciskał się coraz bardziej, a on sam gotowy był do wystrzały. Usłyszałem huk. Automatycznie zasłoniłem swoje uszył.
- Kogo uważasz za martwego, dupku? - głos, który do mnie doszedł był strasznie niewyraźny. Jednak gdy otworzyłem oczy zobaczyłem Hanga. Daeyu leżał na podłodze, jeszcze żył, jednak jego klatka piersiowa unosiła się strasznie powoli i ciężko.
- Hang ty pieprzony dupku! Prawie przez ciebie zginąłem! - wrzasną wściekły Haru. Ja dalej siedziałem na podłodze i nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- To nie moja wina, że nie potrafisz się obronić – powiedział lekko zdegustowany. W tym samym czasie popatrzył się na mnie.
- Co? - powiedziałem niezwykle elokwentnie.
- Co? Może byś się ze mną przywitał? Ty wiesz przez co ja dla ciebie przeszedłem? - faktycznie wyglądał jakby nie spał przez cały rok. Ponadto, jego twarz był prawie cała brudna z krwi. Wiedziałem, że był rozdrażniony, co również oznaczało, że niebezpieczny. Ale ja dalej byłem oniemiały.
- Dzień dobry – powiedziałem niepewnie i spuściłem wzrok.
- Ja myślę, że on się ciebie teraz boi – powiedział blondyn.
- No ja mam nadzieję – rzucił we mnie białą kopertą. Gdy tylko zajrzałem do środka, zbladłem. Były tam moje zdjęcia z tego haniebnego aktu.
- Nie moja wina! Ja tego nie chciałem! - wrzasnął broniąc się jakoś. Ale moje argumentacja chyba go nie przekonała.
- W to wierzę, nikt by nie chciał przechodzić przez coś takiego. Ale wiesz co? Na tych zdjęciach nie widać żebyś stawiał jakikolwiek opór – jak to?
- Krzyczałem! Nie miałem z nimi najmniejszych szans – to bolało, tak bardzo bolało. Dlaczego on miał do mnie pretensje?
- Mogę już iść? - powiedział nieco znudzony Haru.
- Jasne – nie, nie chcę żeby teraz zostawiał mnie z nim, sam na sam. Szczerze, to wyobrażałem to sobie nieco inaczej.
- Możesz mi coś wytłumaczyć? Bo chyba jestem za głupi żeby to zrozumieć – uklękną tuż przede mną – Jak to się stało, że przed chwilę pocałowałeś Haru?
- Skąd o tym wiesz? - pisnąłem przerażony. W jego oczach widziałem obłęd.
- Wiem o wszystkim co się z tobą działo! Gówniarzu, jesteś o sto lat za młody żeby mnie kiwać! Ja nadstawiałem za ciebie karku. Myślisz, że ta cała gra to była dziecinna zabawa? Wspaniale mi się odpłaciłeś. Dla twojej wiadomości, zamontowałem kamery w tym pokoju. Wytłumacz mi to sensownie. Jeśli nie potrafisz, to się w ogóle nie odzywaj, bo cię zabiję – nic nie powiedziałem. Fei wstał, mnie pociągnął za koszulkę. Także wstałem. Przeszliśmy obok konającego Kima. Widok był naprawdę żałosny.
- Po ciebie śmieciu przyjdą moi ludzie – powiedział na odchodnym w stronę Daeyu. Ja za to, szedłem potulnie za Hangiem. Musiał mnie w końcu wyprowadzić z tego labiryntu. Chociaż wiedziałem, że równie dobrze mógł mnie tam zostawić. Czułem się winny, niezmiernie winny.
- Przepraszam – wymamrotałem, jednak odpowiedziała mi tylko grobowa cisza. To w ogóle nie poprawiło mi nastroju. Już bym wolał, żeby na mnie krzyknął.
Wyszliśmy całkowicie z domu Haru. Wszedłem do limuzyny Hanga. Pojęcia nie miałem co robić. Tak zażenowany nie byłem dawno. Fei powycierał już swoją twarz jakąś chusteczką. Skąd wiedziałem? Ukradkiem na niego patrzyłem.
- Usiądź obok mnie – wydał polecenie, które błyskawicznie spełniłem. Tylko czekałem na to, aż mnie uderzy. Nie zdziwiłbym się w ogóle. A może już się trochę uspokoił?
Usłyszałem jak ciężko westchną i nagle wbił się w moje usta. Dosłownie wpoił. Przytłoczył mnie swoim ciężarem. Pocałunek był niezwykle agresywny. Hang dosłownie zaczął mnie pożerać. Nie stawiałem najmniejszego oporu, po prostu się mu poddałem. Jego usta w ogóle nie były czułe. Wręcz przeciwnie pocałunek był zachłanny i przytłaczający. Język Fei'a nie pozostawił mojemu żadnej namiastki kontroli. Poczułem jak strużka śliny zjechała po moim policzku. Nie mogłem oddychać, powoli zacząłem się dusić. Wtedy Hang, jakby wyczuwając sytuację oderwał się ode mnie. Popatrzyłem na niego ze strachem w oczach. On dosłownie zerwał ze mnie koszulkę. Nerwowo zaczął rozpinać także moje spodnie.
- Będziemy się pieprzyć tu i teraz. Nie szarp się, bo cię zgwałcę – dalej był na mnie zły. Wyczuwałem to aż nadto wyraźnie. Gdy uporał się z moimi ciuchami zaczął mnie lizać i gryźć po szyi. Ból mieszał się z rozkoszą. Jego lewa ręka trzymała mnie za włosy, prawa natomiast jeździła po moim torsie. Unosiłem biodra cały czas się o niego ocierając. Wstydziłem się za swoje zachowanie, ale to było silniejsze ode mnie. Ręka Fei'a złapała mnie za prawy sutek i zaczęła go wykręcać oraz szczypać. Jęczałem coraz głośniej, gubiąc się przy tym, czy to z bólu, czy z rozkoszy. Nagle mój kochanek zaprzestał wszystkich swoich czynów. Patrzyłem jak ściągał z siebie koszulę, spodnie oraz bieliznę. Moim oczom ukazała się nabrzmiała męskość mężczyzny. Z lekkim przerażeniem pomyślałem o tym, co się będzie działo. Przełknąłem ślinę.
- Na co czekasz? - dźwięczny głos Hanga doleciał do moich uszu. Nie wiele myśląc rzuciłem się na niego. Usiadłem na nim okrakiem i pocałowałem. Moje ręce błądziły we włosach mężczyzny. Czułem jak nasze członki się ze sobą zderzały. To wszystko podniecało mnie jeszcze bardziej. Dosłownie sapałem do ust Hangowi. Ocierałem się o niego jak kot. Fei złapał mnie za boki i lekko skierował ku górze. Moje sutki znalazły się na wysokości jego ust. On ssał je, lizał oraz podgryzał. Jego ręce jeździły po moich pośladkach od czasu do czasu zahaczając o moją dziurkę. Jego jedna dłoń złapał mnie za jądra i zaczęła się nimi bawić. Zaraz po tym przejechał palcem po moim nabrzmiałym członku. Jęknąłem z rozkoszy.
- Proszę... - wysapałem rozpalony do granic, tuż nad głową Fei'a.
- O co? - usłyszałem tryumf w głosie mężczyzny.
- Weź mnie – powiedziałem nieco głośniej, niż zamierzałem. Właściwie prawie krzyknąłem.
- Jak sobie życzysz – obrócił mnie. Siedziałem tyłem do niego. On nabił mnie na swojego członka. Trzymał mnie za boki i nadawał mi rytm w jakim miałem się poruszać. Jego oddech cały czas drażnił moją szyję. Jego penis wbijał się we mnie po sam koniec. Tempo było szaleńczo szybkie. Buzujący członek Hanga podniecał mnie tak bardzo, że miałem ochotę sam złapać się za swojego i skończyć.
- Zostaw – powiedział mi do ucha mężczyzna i lekko ugryzł w małżowinę uszną. Zaraz po tym poczułem, jak ciepło wypełniło mnie całego. Niestety ja jeszcze nie doszedłem. Byłem cały rozgrzany i cały drżałem.
- Na kolana, twarzą do mnie – zrobiłem tak, jak kazał – Teraz możesz dojść – uśmiechnął się łobuzersko, kochałem ten uśmiech Fei'a.
Wziąłem do ręki swojego członka i zacząłem nim poruszać. Moja dłoń jeździła w górę i w dół. Przez moment popatrzyłem na Hanga. Wpatrywał się we mnie niezwykle zachłannie.
- Do kogo należysz?
- Do ciebie – powiedziałem cicho, wiedziałem, że już długo nie pociągnę.
- Czyją jesteś własnością?
- Twoją.
- I czyje imię będziesz krzyczał, kiedy będziesz dochodzić?
- Twoje – powiedziałem, chociaż mówienie w takim momencie, było dla mnie zbyt dużym wysiłkiem.
- To na co czekasz? - mężczyzna doskonale wyczuł moment, bo zbliżałem się już do końca.
- Ahh, Hang! - wrzasnąłem dochodząc na swoją rękę. Fei roześmiał się gardłowo i rzucił w moją stronę paczkę chusteczek.
- Masz, powycieraj się moja kobieto – zrobiłem tak jak powiedział.
- Nie jestem kobietą – odburknąłem lekko zdegustowany.
- Tak, tak wiem. Ubierz mnie – popatrzyłem na niego pytająco. Ale co zrobić? Dopiero co się uspokoił, nie chciałem go znowu denerwować. Pozbierałem jego rzeczy i zacząłem go ubierać. Czułem się przy tym niezwykle zażenowany. Poza tym, ja dalej byłem nagi. Jeszcze trochę i pewnie znów bym się podniecił.
- Od dzisiaj jesteś mój, nigdzie się beze mnie nie ruszasz. I to ja ciebie rozbieram, ty za to ubierasz mnie. Mam rację, czy chcesz negocjować? Jeśli tak, to tylko przez łóżko – uśmiechnął się i poczochrał mnie po włosach.
- Mi pasuje – odpowiedziałem, bo przecież co w tym złego. Ja przynajmniej nie widziałem. Poza tym, mój tryb życia nie wymagał jakiś wielkich swobód. Podszedłem do Hanga i pocałowałem go po raz kolejny tego dnia i nie po raz ostatni.
***
Kilka godzin później, Hang stał już praktycznie nad zwłokami Kima. Jedną ręką przechylił głowę cierpiącego mężczyzny tak, by widzieć dokładnie jego twarz.
- Napawasz mnie obrzydzeniem – wypowiedział słowa nasączone jadem oraz głęboką nienawiścią. Hang zgasił papierosa na twarzy konającego mężczyzny.
- Zabij mnie już – wyspała zmęczony już torturami i nieustannym biciem Daeyu.
- Oczywiście z największą przyjemnością, ale zaraz. Kto by pomyślał, że zabiję kiedyś osobę, od której wszystkiego się dowiedziałem. Prawda nauczycielu? Ale cóż, uczyłem się od najlepszego – przerażający uśmiech pojawił się na ustach Hanga, gdy tylko skończył wypowiadać te słowa.
- Oby i ciebie spotkało to, co mnie – wykrztusił z siebie ostatkiem sił Kim.
- Z pewnością. Żegnaj – Hang pociągnął za spust. Tak zakończyła się historia dwójki rywalizujących ze sobą mężczyzn.
- A teraz pora na chwilę relaksu z Abe – powiedział pod nosem niezwykle zadowolony. Bo przecież całkiem niedawno odzyskał to, co zostało mu siłą odebrane i nie zamierzał już tego oddawać, nigdy.
KONIEC

12. Porachunki

Żeby tego wszystkiego było mało, Haru nawet nie dał mi czas na powycieranie się. Złapał mnie za rękę i pociągnął nie wiedzieć gdzie. Nawet jeśli chciałem się dowiedzieć, to raczej by nic z tego nie wyszło. Haru, z tego co go poznałem, nawet by mi nie odpowiedział. Cały czas mamrotał coś pod nosem. Prawdopodobnie na Hanga. Ale i tak chciałem się dowiedzieć gdzie idziemy! Koniecznie. To znaczy, trochę widziałem. To znaczy widziałem, to co mijałem, jednak cel nie był jasny. Żeby przybliżyć trochę sytuację, to wpadliśmy jak burza do budynku. Szliśmy jakimiś korytarzami w jego rezydencji. Migały mi jakieś kolorowe rzeczy, którym koniecznie chciałem się przyjrzeć. Jednak, gdy Katayanagi wyczuwał jakikolwiek opór z mojej strony, to od razu zaczynał mnie szarpać. Nie miałbym z nim żadnych szans, więc po prostu za nim szedłem. Doszliśmy do jakiegoś korytarza bez ciągu dalszego. To znaczy, że się skończył i nic więcej nie było. Był strasznie kolorowy. Kiczowaty nawet dla mnie, ale z chęcią patrzyłem się na kolorową tapetę w kwiatki. Obrazy wiszące na ścianach też były niczego sobie.
- Niczego nie dotykaj – rzucił w moją stronę ostre słowa Haru. Przecież ja nie mam manii macania. Ja lubię się na wszystko patrzeć. Popatrzyłem na tego niemiłego i kapryśnego mężczyznę. Jednak w przerwie na patrzenie na niego, powycierałem się jakimś obrusikiem. Myśl, że czyjś mózg na mnie spoczywał, nie dawała mi spokoju.
- No mówiłem, żebyś niczego nie dotykał!
- Można wyprać... - nie rozumiałem go, przecież on też był brudny. Ale prawdopodobnie to nie był pierwszy raz.
- Teraz złap się mnie i nie puszczaj choćby nie wiem co! Nikt cię później szukać nie będzie. Rozumiesz?
- Kwestię trzymania rozumiem. Jednak nie rozumiem dlaczego mam cię nie puszczać.
- I najważniejsza kwestia, nie odzywaj się do mnie – mógłby aż tak nie wyrażać tego, że mnie nie lubił. To było przykre nawet dla mnie. Poza tym byłem skazany właśnie na niego. Oczywiście mógłbym się nie odzywać, ale skoro jesteśmy we dwoje, to miło jest z kimś porozmawiać.
Katayanagi za coś złapał, coś tam przekręcił i jak na filmach, otworzyło się przed nami sekretne przejście. Złapałem Haru za rękaw i popatrzyłem przed siebie. Nic tam w środku nie było widać. Ciemno. Czułem zimno wypływające stamtąd. Moje nogi nie chciały się ruszać. Gdyby nie to, że umocowałem się rękawa Haru, pewnie stałbym tam dalej. Maruda ruszyła, więc i ja musiałem. Gdy tylko weszliśmy drzwi zamknęły się za nami. Zrobiło się jeszcze ciemniej.
- Tu jest jakieś światło?
- Nie.
- Nie? - spytałem, bo może może mnie nie słuchał i tak o powiedział nie.
- Nie – mruknął lekko podirytowany.
- Nie? - spytałem jeszcze raz dla pewności.
- Nie do cholery! Nie ma żadnego światła! Nawet najmniejszego! Nie ma niczego! Rozumiesz już?! Czy powtórzyć jeszcze trzy razy?! - oj, od razu tak z nerwami. Mógł normalnie powiedzieć, że nie ma i byłoby po sprawie. A ten od razu zacząłem od wydzierania się na mnie. A co, jeśli wróg być nas usłyszał?
- Dokąd idziemy?
- Dlaczego ja się na to zgodziłem? Błagam cię, nie odzywaj się już. Dobra?
- Mhm. To dokąd idziemy? - Haru stanął, a ja wpadłem na jego plecy. Nie byłem przygotowany na to, że zaraz się zatrzyma.
- Co ci zawiąże usta? Bo to, że ci odpowiem raczej nie. Zaraz znowu wymyślisz jakie niesamowicie intrygujące pytanie i nie będziesz chciał dać mi spokoju. Gdzie idziemy? Nie mam pojęcia. Przeczekamy aż to wszystko się skończy. Nie mam zamiaru się przez ciebie narażać, temu psychopacie Daeyu. Rozumiesz czy niekoniecznie? A spróbuj powiedzieć niekoniecznie, to cię tu zostawię.
- Rozumiem. Ale skąd będziesz wiedział, że jest już bezpiecznie – jak dla mnie, to zadawałem nawet inteligentne pytania. Musiałem się niesamowicie starać, bo i tak wyprowadzałem go z równowagi. Gdyby nie to, że bał się Hanga, przynajmniej tak wnioskowałem, to już dawno by mnie zabił
- Fei po nas przyjdzie. Kazał się schować i nie wychodzić, póki on nam nie pozwoli. Mam ze sobą nadajnik, znajdzie nas bez problemu. Zadowolony?
- Myślę, że tak. I do tego czasu będziemy tak chodzić bez celu?
- Nie możesz chwilę poczekać? Zaraz wszystkiego się dowiesz. Błagam cię, nie męcz mnie już więcej – już mi się znudziło. Bardziej interesowało mnie, co stało się z jego kochankami. Ale wolałem już nie pytać. Po prostu za nim szedłem. Nie miałem pojęcia jak on mógł się w tym wszystkim orientować. Nagle stanął, a ja znowu na niego wpadłem. Pachniał naprawdę ładnie. Nie odsunąłem się od niego, stałem chyba w strasznie blisko. Raczej blisko, po czułem jego zapach, a materiał smyrał mnie po nosie. Dziwne uczucie.
- A ty co się tak do mnie przytulasz? - w tym samym czasie, otworzył drzwi.
- Nie przytulam. Wącham.
- Jeszcze gorzej – ale już nie zwracałem uwagi na Haru. Wszedłem do pokoju, który właśnie otworzył. Porozglądałem się dookoła. Nic nadzwyczajnego. Pokój jak pokój. To mnie nawet trochę zdziwiło, bo było to pomieszczenie w domu Haru, a jednak niczym się nie wyróżniało. Usadowiłem się wygodnie na obszernej kanapie. Katayanagi usiadł tuż obok mnie, chociaż jak już wcześniej wspomniałem, kanapa była ogromna.
- Masz, wąchaj sobie do woli.
- Po co? - i w ogóle, to co ja takiego miałem wąchać?
- Przed chwilą mnie wąchałeś, bo ładnie pachnę – trochę się jednak nauczyłem. Na pewno chciał coś w zamian.
- A co za to chcesz? - byłem z siebie niesamowicie dumny za to, że zadałem to pytanie.
- No właśnie! Już myślałem, że nie spytasz. Twój kochaś powiedział mi, że jak nie będę dla ciebie miły, to mnie zabije, wykastruje i jeszcze innych pare rzeczy po drodze. Więc biorąc pod uwagę to, że masz dziwne upodobania, pozwolę ci teraz zrobić jedną rzecz, którą chcesz. W zamian za to, skłamiesz tego kata, że byłem dla ciebie miły. Umowa stoi? - mówił tak szybko, że chwilę to trwało, za nim to wszystko przyswoiłem. Natłok informacji mnie niesamowicie przygniótł. Ale jeśli mi się dobrze zdawało, to mówił coś o Hangu, kłamaniu i zrobieniu tego, czego sobie zażyczę. Niestety, do mojego mózgu dostał się jakiś dziwny impuls. Strasznie dziwny. Nawet dziwniejszy niż dziwny. Popatrzyłem na mężczyznę siedzącego obok mnie i można by rzec, że się na niego rzuciłem. Co prawda, nie miałem zamiaru go rozbierać, tylko go pocałowałem. Jakoś tak mnie naszło. Haru nie był na to w ogóle przygotowany. Nie zdążył się nawet obronić. Przytrzymałem się go mocno i to ja zmusiłem go do pocałunku. Usiadłem na nim i nachyliłem się tak, żeby było mi wygodnie. Mężczyzna lekko rozchylił usta, jednak długo to nie trwało, ponieważ mnie zrzucił. Mimo wszystko był silniejszy ode mnie, chociaż wyglądał bardziej zniewieściale.
- Co ty do cholery odstawiasz? Chcesz zginąć?! - chyba się na mnie zdenerwował. Ciekawe czemu? Przecież wygląda na takiego, co lubi się całować. Poza tym, miałem zrobić co chciałem.
- Ciekawe kto zginie pierwszy. Wyliczanka? A może się założymy? - gdy usłyszałem ten głos, momentalnie zamarzła mi krew w żyłach. Sparaliżowało mi całe ciało. Nie chciałem nawet odwracać głowy. Dobrze wiedziałem, kto tam stał. Mimo wszystko bezpieczniej się czułem nie patrząc.
- Daeyu... - wymamrotał niewyraźnie Haru.

11. Porachunki

Wycieńczony byłem strasznie. W głowie mi buzowało, ale zasnąć nie mogłem. A może by tak chociaż raz w życiu przejąć inicjatywę i uciec? Nie, to jednak niewykonalne. Nie jestem pesymistą. Po prostu co by było, gdyby mnie ktoś złapał? Drugi raz takiego upokorzenia bym raczej nie przeżył. Ewentualnie mógłbym się na coś zapatrzeć, ale przy takim bólu to raczej niemożliwe.
Porozglądałem się po mojej klatce. Po tym nastąpiła czynność całkowitego załamania, rozpaczy. Bo przecież jak ktoś miałby mnie tu znaleźć? Nawet oddychać mi się nie chciało. Chyba jednak siedziało we mnie ziarno pesymisty. Zbladłem, chyba, nie miałem lusterka. Ale wnioskować mogłem, iż moja cera zrobiła się jaśniejsza. Strach to coś strasznego. Ból po gwałcie to coś okropnego, nie wspominając o samym dyskomforcie psychicznym. Poza tym ciekaw byłem, co takiego stało się z moją siostrą. I dlaczego mnie wydała. Bo to przecież ona, prawda? Na pewno ktoś ją zmusił!
Jakiś podły drań, imieniem... Nie, bez odpowiednich danych oskarżać nie można! Nie tak zostałem nauczony...
- Młody widzenie!
- Widzę... - odpowiedziałem zniechęcony. Przecież oczu mi nie wydłubali, ani nic z tych rzeczy. Nic mi przecież z oczami nie zrobili. O co mu mogło chodzić?
Mężczyzna podszedł, otworzył drzwi i mnie wyprowadził.
- Nie takie widzenie! Ktoś przyszedł z tobą pogadać – to była taka możliwość? Nawet nie wiedziałem. Ale zaraz, zaraz... Czy ja byłem w więzieniu? Wiem, że byłem przetrzymywany, ale o więzieniu mi nic nie wiadomo. Ale nie będę pyskował, pan od kluczy pewnie miał rację. Zaprowadził mnie do wielkiego stołu.
- Gość zaraz przyjdzie – myślałem, że już jest. Jak mam się z kimś widzieć, skoro go teraz nie ma? Równie dobrze mogłem przyjść za parę chwili i wtedy właśnie bym się z nim widział! A tak? Tak nie widzę. I tyle, nie zobaczę kogoś, jeśli go nie ma. Mam rację? Mam.
- Cześć! Moje imię nie ważne, ważne, ze za parę minut pojedziesz ze mną – o co chodzi?
- Nie rozumiem. Mieliśmy się widzieć, a nie spoufalać.
- Oj, już byś chciał. Mam cię przechwycić, żeby Hang cię tak łatwo nie znalazł. Proste?
- Niekoniecznie. Mogę protestować?
- A wolisz tu zostać?
- A co na to Kim? Nie chcę mieć bardziej przechlapane.
- Myślisz, że mógłbyś stąd wyjść bez jego wiedzy? Co za optymista! To się chwali!
- Co się chwali?
- Ciężki rozmówca. Dobra, parę chwil minęło. Wstawaj, idziemy – czułem się trochę jak zwierzak, który jest przekazywany z rąk do rąk. W ogóle nie sprawiało mi to przyjemności, ale cóż ja mogłem na to poradzić? Nic, kompletnie nic. Poszedłem za tym dziwnym mężczyzną, ale jego zapach był tak przytłaczający, iż myślałem, że zwymiotuję. Doszliśmy do jakiejś starej, czerwonej i pokracznej furgonetki. Wyglądała jakby zaraz miała się rozpaść. Coś okropnego. Nieznajomy otworzył tylne drzwi i wepchnął mnie do środka. Nawet nie spytał czy mam coś przeciwko. Tak po prostu, do tak brudnej, przerażające. Poczułem jak auto ruszyło i upadłem. Chyba stłukłem sobie pupę... Nie minęło dużo czasu, a auto znowu się zatrzymało. Jeśli dobrze myślę, to jechaliśmy góra jakieś pięć minut. Przecież taki kawałek drogi spokojnie można przejść na nogach. Bez sensu... Coraz mniej rzeczy miało sens, odkąd trafiłem do niewoli. Tylne drzwi otworzyły się z hukiem. Zobaczyłem piękną kobietę i tego mężczyznę wydzielającego nieprzyjemny zapach.
- To jest Junko, tak na przyszłość ci ją przedstawiam, jakbyś miał ją jeszcze spotkać.
- Hibiki Abe – przedstawiłem się kobiecie, bo chyba tak wypadało.
- Mój drogi, sama potrafię się przedstawić – skwitowała mężczyznę. Podeszła do mnie bliżej i zaczęła mi się przyglądać. Strasznie długo patrzyła na moją twarz, ja zrobiłem to samo. Bo w zasadzie nie wiedziałem, co robić.
- Co jest Junko? Coś nie tak?
- Nie, nie. Wszystko w najlepszym porządku. Daeyu kazał mi cię złapać. Dostał w swoje łapska informację, że Hang chce dzieciaka odbić właśnie teraz. Więc mała zmiana planów. Zawieziesz go pod ten adres – podała brzydko pachnącemu jaką karteczkę
- Ale to przecież... - nie dokończył, kobieta mu przerwała.
- Tak wiem. Od dziś jest naszym sojusznikiem. Nie dziwię się, że nie wiesz. Człowiek Haru przyszedł zaraz po tym, jak odjechałeś. Dlatego miałam cię złapać.
- A to ta informacja pewnie od niego. Świetnie się składa, tam mam nawet bliżej, a mam jeszcze parę spraw do załatwienia – gdybym był bardziej rozgarnięty, to pewnie wiedziałbym o czym oni mówią. A tak? Haru kojarzył mi się tylko z jednym Haru. A to było niemożliwe, żeby to był ten sam Haru.
- Ah! Jaki on słodki, aż muszę się do niego przytulić! - krzyknęła ta cała Junko i rzuciła się na mnie. Czułem się trochę zdezorientowany. Przecież codziennie się nie zdarza, żeby jakaś obca kobieta rzucała się komuś na szyję. A już w szczególności mi.
- Ten idiota jest głupszy od stada baranów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to zaraz będziesz bezpieczny u Haru, a stamtąd odbierze cię sam Fei – powiedziała mi na ucho. A więc to wszystko zostało ukartowane.
- Już! Starczy tego przytulania!
- Na kobiety się nie krzyczy – odpowiedziała niby lekko urażona i odeszła. Drzwi się zatrzasnęły, a auto znowu ruszyło. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dość już miałem tego dziwnego miejsca. Ale nie sądziłem też, że tak łatwo się stąd wyrwę. Jednak bardziej bałem się powrotu do Hanga, niż do Kima. Fei widział zdjęcia, na pewno je widział. Nawet nie umiałem sobie wyobrazić jego twarzy. Czy będzie wściekły albo rozczarowany? Auto cały czas jechało, a ja nie miałem co ze sobą zrobić. Położyłem się na boku i skuliłem. Czekałem na to, co miało nastąpić. Nie było też niczego, w co mógłbym się zapatrzeć, więc byłem dosłownie jak lalka. Bez ruchu tkwiłem dobrych kilkanaście minut. Nawet nie zauważyłem kiedy auto się zatrzymało.
- Wstawaj, nie udawaj, że ci smutno – do moich uszu doleciał znany mi już głos. Dobrze wiedziałem, że moja obecność była mu nie na rękę. Przecież mnie nie lubił.
- Ja bym na jego miejscu też się załamał. Tyle przeżyć i to w tak krótkim czasie. Przecież...
- Zamknij się! A poza tym, kiedyś ty się ostatni raz mył człowieku? - podniosłem się i popatrzyłem na nich. Nie wiedziałem czy mam iść w ich stronę, czy dalej siedzieć.
- Ano... - odezwałem się w końcu.
- Ah tak. Jeszcze ty tu jesteś. Chodź – powiedział jak zwykle złośliwie. Ale co robić? Wyszedłem. W momencie kiedy podchodziłem do Haru usłyszałem straszny huk. Każdy chyba usłyszał. Chwilę po tym donośnym dźwięku, głowa śmierdzącego wybuchnęła. To znaczy, ktoś go zastrzelił. Popatrzyłem z przerażeniem na Katayanagi'ego. Jego twarz była w krwi i kawałkach mózgu. Co tu dużo kryć, na swojej twarzy także czułem coś ohydnego. Po raz kolejny tego dnia zachciało mi się wymiotować...

10. Porachunki

Nie wrócę w jednym kawałku? Chyba chodziło mu o to, że mnie potnie albo coś takiego. Jakoś nie byłem przekonany do wyciągniętych przez siebie wniosków.
- Czy mógłbym zdać pytanie?
- Już zadałeś. Tyle wystarczy. Nie odzywaj się do mnie, chyba, że życie ci zbrzydło – a, czyli przekroczyłem już limit zadawanie pytań na dziś. Ogólnie, to chciałem się tylko dowiedzieć, która jest godzina... Jednak spróbuję, bo to pytanie zbytnio mnie nurtowało i nie mogłem sobie odmówić przyjemności dowiedzenia się odpowiedzi.
- Która godzina? - chyba zaczynałem robić się nazbyt odważny. Mógłbym nawet rzec, że byłem z siebie dumny.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie rozumiem – bo nie rozumiałem, co w tym pytaniu był takiego śmiesznego.
- Spytałem, czy sobie ze mnie żartujesz?! - co go ugryzło?
- Słyszałem, ale dalej nie rozumiem, co cię bawi...
- Nic mnie do cholery nie bawi! Powiedziałem, żebyś się zamknął! Głuchy jesteś?! - popatrzyłem na niego, jak na jakieś zjawisko bądź przybysza z innej planety. Teraz w ogóle go nie rozumiałem.
- Nie, ty spytałeś czy sobie z ciebie żartuję – on ma chyba jakieś zaniki pamięci.
- Przed tym powiedziałem, żebyś się do mnie nie odzywał, tak? Jeszcze jedno zdanie a cię zaknebluję!
- A czy przed tym, mógłby się dowiedzieć, która jest godzina? Byłoby szybciej i łatwiej, gdybyś mi odpowiedział. A ponieważ powiedziałem więcej niż jedno zdanie, to chyba mnie nie zakneblujesz. Mam rację?
- Słyszałem, że jesteś zakręcony, męczący i wolno reagujesz, ale nie sądziłem, że aż do tego stopnia. Ale tak, jak obiecałem. Zaknebluję cię dla świętego spokoju – no i zrobił tak jak powiedział. Z taką tylko różnicą, że jeszcze związał mi ręce. A ja dalej byłem ciekawy, która godzina i czy Hang już wie, że zostałem porwany. Bo zostałem, prawda? Dalsza podróż minęła mi nadzwyczaj nudno. On się w ogóle nie odzywał, a i ja nie miałem jako takiej możliwości. Nawet muchy nie było. Jednak dojechaliśmy, chyba na miejsce. Przywiózł mnie pod jakiś apartamentowiec. Cały był jego, wykupił go, a może jak najnormalniejszy człowiek, miał tam pokój? Raczej nie, nie wyglądał na normalnego. Trochę jak psychopata, prawda? Nim się spostrzegłem miałem na oczach przepaskę. Także ślepy i nie mogący powiedzieć ani słowa, wszedłem do środka. Nie powiem czy coś mnie zadziwiło, czy nie, bo niczego nie widziałem. Tylko słyszałem jakieś szepty, ale jako, że były to szepty, to do końca nie wiedziałem, o co chodziło. I tak najmniej mnie to teraz obchodziło. W zasadzie, to miałem nadzieję, że jak najszybciej się to skończy, a ja będę mógł normalnie mówić. Bo teraz to nie mogłem. Usłyszałem otwieranie drzwi, a po chwili otwieranie jakby kłódki. Nie miałem zielonego pojęcia co się dzieje. Poczułem, że coś żelaznego, zimnego i ciężkiego ściskało moją szyję. Jednak szyja nie była jedynym miejscem, w którym poczułem chłód. Na moich nadgarstkach spoczął podobny ciężar. Jedyny plus tego wszystkiego, to to, że zdjęli mi opaskę z oczu. I gdzie się znajdowałem? W jakimś pomieszczeniu w pomieszczeniu. To nie jest żadne przejęzyczenie! Było to pomieszczenie odgrodzone kratami, ale w normalnym pokoju. A skoro było odgrodzone, to czemu ja byłem przykuty? I to z taką ostrożnością jakbym miał jakiś talent do uciekania. Nie miałem. Ten oddzielony skrawek, w którym ja byłem wcale nie był taki malutki. Tylko ja miałem ograniczone pole manewru. Wszędzie było pełno czerwonych oraz niebieskich poduszek. W mojej części było jeszcze wielkie okno i nisko osadzony parapet. Mogę tak to przedstawić? Naprawdę nie wiem, jak mam powiedzieć, że parapet był może z dziesięć centymetrów nad ziemię. Chociaż, właśnie to zrobiłem. Poza poduszkami (które później policzę) i wielkim oknem nie było już nic szczególnego. No może poza stolikiem w rogu i czymś co się na nim znajdowało. Ale on był po drugiej stronie. Zapomniałbym o najważniejszej rzeczy, cały czas byłem zakneblowany. Niby nic wielkiego, bo i tak nie miałem do kogo się odzywać. Wszyscy mnie zostawili. Co za niegościnni ludzie. Wstyd!
- Twoje oczy. W jakiś magiczny sposób nie wyrażają niczego specjalnego. Boisz się? Cieszysz się? - chciałem pomachać głową na nie wiem, ale tak nie potrafiłem. Więc cały czas się wpatrywałem. Tylko tyle mogłem zrobić w zaistniałej sytuacji.
- Kretyni! Zdejmijcie mu ten cholerny knebel! - nareszcie. Ile można było czekać?
- Ile masz zamiar mnie tutaj trzymać?
- Dopóki mi się ta cała sytuacja nie znudzi. Mam nawet pewien pomysł.
- Pomysł? Po co?
- Nie po co! Powinieneś zapytać, jaki? Kretyn!
- Bez ubliżania proszę, nie znamy się aż tak dobrze – co za bezczelny człowiek. Bezczelny, niegościnny i niezrównoważony. Jestem głodny...
- Zaraz zobaczysz, a raczej poczujesz – słowo poczujesz trochę mnie zaniepokoiło. Do sali weszło dwóch mężczyzn z maskami na twarzach. Byli ubrani, jeśli nazwać to ubraniem, w same slipy. Ponieważ miałem za sobą już jakieś doświadczenia seksualne, po trosze spodziewałem się, co może nastąpić. Tych dwóch nieznajomych panów weszło do mojej „komnaty”, a zaraz za nimi wszedł Kim z aparatem w ręce. Nawet ja nie przeczuwałem czegoś dobrego.
- Zastanawiałeś się kiedyś jakie miny robisz podczas stosunku? Albo gwałtu?
- Gwałcony jeszcze nie byłem, ale prawdopodobnie... Czekaj! Nie zrobisz tego!
- Ja cię nawet nie dotknę. Mowy nie ma. Jednak ci dwaj panowie, to inna bajka – bezradnie popatrzyłem na tych dwóch i aż mnie przeszły ciarki. Dopiero teraz doszło do mnie uczucie strachu. Jeden z nich podszedł do mnie i porwał moją bluzkę, drugi natomiast zajął się dolną częścią garderoby. W bardzo szybkim tempie zostałem rozebrany. Nie było żadnych zbędnych ceregieli. Podczas tego bestialskiego aktu widziałem flesz aparatu i czułem ból, który paraliżował moje ciało. Mężczyźni nie bawili się w takie rzeczy jak gra wstępną. Zaspokajali się raz za razem. Gdy jeden mnie penetrował, drugi stawał naprzeciwko mnie i zaspokajał się sam. Doszedł bezpośrednio na moją twarz, coś ohydnego! Najgorsze było to, że nie mogłem stawiać żadnego oporu. Jednak krzyczałem i wiłem się pod ich ciężarem. Miałem wrażenie, że to się nigdy nie skończy. W dodatku te upokarzające zdjęcia. Nawet wiedziałem gdzie trafią. Koszmar...
***
- Szefie, szefie!
- Czego ode mnie chcesz do cholery?! Zajęty jestem! - warknął Hang na poddanego, który wbiegł do sali cały zziajany. Od czasu, gdy został porwany Abe, przychodzili do niego tylko ci najodważniejsi, bądź najgłupsi. Nikt nie chciał denerwować i tak już zdenerwowanego bosa.
- W pana skrzynce leżała biała koperta. Więc pozwoliłem sobie ją przynieść...
- Co mnie teraz obchodzi korespondencja?! Zejdź mi z oczu, albo ten dzień stanie się twoim ostatnim!
- Szefie... - mężczyzna nie dawał za wygraną. Jednak mimo wszystko wycofał się z pomieszczenia.
- Jeszcze ci mało?!
- Ona nie jest zaadresowana! Pomyślałem, że może to dotyczyć... - sługa popatrzył na twarz szefa. Po jego ciele przebiegło stado nieprzyjemnych dreszczy. Zrozpaczony mężczyzna rzucił kopertę i zaczął uciekać ile sił w nogach. Hang bez chwili wahania podniósł kopertę z ziemi. Na jego twarz wkradła się maska obojętności. Przeglądał on zdjęcia jedno za drugim. Spokojnie bez nerwów, bez oznak jakichkolwiek uczuć. Odłożył kopertę na biurko i wyszedł z pokoju. Służba, która znała go bardzo dobrze, wiedziała, że obojętność na jego twarzy nie wróży nic dobrego. Była to oznaka zbliżającego się armagedonu, w najlepszym przypadku jakiegoś kataklizmu. Fei wszedł do pokoju monitorującego.
- Sprawdź, kto dzisiaj kręcił się przy skrzynce. Już!
- Taaak jest! - wszyscy w pomieszczeniu siedzieli jak na szpilkach. Jednak na nagraniach nie było niczego, co mogłoby zwrócić uwagę Hanga. Powoli zaczynało go to wszystko denerwować, gdy zobaczył jednego ze swoich ludzi. Był to ten sam mężczyzna, który przyniósł mu kopertę ze zdjęciami. Każdy, kto zobaczyłby teraz twarz Fei'a uciekał by na drugi koniec świata.
- Przynieść mi tę kurwę tutaj! Natychmiast! - wszyscy zebrani, jak jeden mąż wyskoczyli z pokoju. Nawet nie pytali o co chodzi. Po pierwsze bali się ,a po drugie każdy wiedział dlaczego szef jest zdenerwowany. Wszystko teraz dotyczyły jednej, jedynej osoby.
Parę minut później Hang stał naprzeciwko potencjalnego zdrajcy.
- Teraz mi o wszystkim opowiesz. Mam cię do tego zmotywować? Przypuszczam, że wiesz, co robię. Przecież przez tyle lat WIERNIE mi służyłeś – słowo wiernie podkreślił w taki sposób, że mężczyzna aż pisnął. Jednak dalej się nie odzywał.
- Chyba muszę pomóc ci rozwiązać język. Go, daj mi coś, co pomoże mu przemówić.
- Się robi szefie! - mężczyzna podał mu najzwyklejszy w świecie gwóźdź i młotek.
- Gdzie chcesz to mieć? W dłoni, stopie? Możesz wybrać.
- Proszę szefie! Nie rób tego, ja nic nie zrobiłem! Jestem niewinny! - w ułamku sekundy gwóźdź znalazł się w ręce ofiary. Całe pomieszczenie przeszył przeraźliwy krzyk.
- A może wypalić ci na klatce piersiowej słowo „zdrajca”, ściągnąć skórę i wywiesić na przestrogę innym? Co ty na to? Jednak ostrzegam, że będziesz jeszcze żył i może trochę boleć.
- Dobra! Powiem wszystko co wiem! Tylko nic mi nie rób!
- Można tak było na samym początku. Słucham.
- Przyszedł do mnie jakiś człowiek i powiedział, że mogę w łatwy sposób zarobić dużo pieniędzy. Miałem tylko iść pod wyznaczony adres. Zgodziłem się. Poszedłem, wtedy dostałem kopertę. To wszystko! Nic więcej nie zrobiłem! Przysięgam!
- Dobrze, a teraz ze szczegółami – Hang wziął do ręki metal, którego końcówka była cała rozżarzona. Zaczął powoli nim wymachiwać przed twarzą sługi.
- Nie więcej nie zrobiłem! - wykrzyknął przerażony mężczyzna.
- Zła odpowiedź – Fei przejechał gorącą końcówką po twarzy ofiary.
- Boli!
- To jest dopiero przyjemna pieszczota. Zagwarantuję ci piekło, jeśli nie zaczniesz gadać!
- Wiem gdzie on jest! Południowa dzielnica, w alei deszczów! W tej wielkiej rezydencji Kima. Więcej naprawdę nie wiem! Przysięgam.
- Dziękuję. Go, zabij tego zdrajcę. Nie chcę więcej oglądać jego twarzy.
- Tak jest! Szefie, mogę o coś spytać?
- Co jest?
- Co z nim później zrobić?
- Najpierw przejdź się z jego zwłokami, tak żeby wszyscy wiedzieli czym kończy się zdrada, później pozbądź się ciała. To wszystko – Fei wyszedł z pomieszczenia i skierował się do swojego auta. Usiadł za kierownicą, wyciągnął telefon i wykręcił numer.
- Junko będzie mi potrzebna twoja pomoc – rzucił krótkie hasło i z piskiem opon wyjechał z terenu swojej rezydencji.

9. Porachunki

- Hibiki! No wie wierzę własnym oczom! Moje maleństwo całyjące się na chodniku i to w dodatku z facetem! Od dawna wiedziałam, że jesteś gejem – poczułem, że nadchodzi kataklizm. Byłem pewien, że kiedyś jej imieniem nazwą jakiś huragan.
- Rin-chan – wyszeptałem, gdy tylko udało mi się oderwać od Fei'a. To nie tak, że się wstydziłem. Tak, wstydziłem się. Gdybym nie był taki ślamazarny, wskoczyłbym gdzieś na drzewo. Jednak wypowiedzenie jej imienia było jedyną rzeczą, którą byłem w stanie zrobić.
- A ty, to kto? - spytał dosyć szorstko Hang. W sumie to przeszkodziła mu w molestowaniu. Nie wiem, czy ja bym się zezłościł, gdyby ktoś mi przeszkodził. Raczej nigdy się tego nie dowiem.
- Nic do ciebie nie mówiłam stary bucu! Więc mi się nie wcinaj! Rozmawiam z moim maleństwem– jak zwykle ordynarna. Starymi bucami nazywała osoby starsze od siebie nawet o miesiąc. Jednak zawsze się mną opiekowała, bo przecież to moja siostra. A żeby się jeszcze bardziej pogrążyć, mogę dodać, że młodsza.
Hang wstał z asfaltu, otrzepał spodnie, powiedzmy, że z kurzu i podszedł do mojej siostry. Rin nawet się nie cofnęła, wręcz przeciwnie, podeszła bliżej niego. Wyzywająco popatrzyła mu w oczy. Każdy by zauważył, że ta dwójka już się gorąco nienawidziła. Ja sobie spokojnie siedziałem. Ponadto nawet mój charakter nie pozwalał na wtrącanie się. Po prostu nie chciało mi się reagować. Wiedziałem, że ta dwójka jakoś to między sobą rozstrzygnie.
- Jak mnie nazwałaś? Gratuluję ci odwagi, rzadko mogę się spotkać z takimi przypadkami głupoty.
- Phi! Myślisz, że się ciebie przestraszę, bo jesteś ode mnie dwa razy wyższy, dwa razy silniejszy i Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze?!
- Myślę, że nawet nie zdążysz się przestraszyć – nabrałem ochoty na arbuza. Tak, do sytuacji to w ogóle nie pasowało, ale cóż zrobić? Wiecie, jakie ochotki potrafią być natarczywe.
- Czy to mi grozisz? - cała Rin. Ja w tych słowach nie zauważyłem ani kropli groźby. Pewnie przez tego arbuza.
- Nie wolno mi?
- Też coś. Ja Rin Abe uroczyście oświadczam ci, że nie ma na świecie takiej osoby, która mogłaby mnie w jakiś sposób przestraszyć! Hibiki idziemy, chcę ci kogoś przedstawić – ano, już wstałem przecież. Ale zaraz? Powinienem zostać z Hangiem, czy pójść z Rin? Co za nielitościwy bóg postawił tę dwójkę przede mną?
- Jesteś jego siostrą? - Fei był chyba lekko zdziwiony. W zasadzie nigdy o niej nie wspominałem.
- Dokładnie, a co?
- Gdzie chcesz go zabrać?
- Chcę przedstawić mu swojego faceta. Jakiś problem?
- Absolutnie żaden. Tylko odstaw mi go tutaj za godzinę. Jeśli nie, to nie będę miał na względzie tego, że jesteś jego rodziną – czemu on się tak zmienił? Chyba byłem za głupi, żeby w ogóle coś z tego zrozumieć. W zasadzie, to nawet nie chciało mi się nad tym myśleć. Bo po co? Życia mi przez to nie ubędzie. Z ciekawości także nie umrę, więc nie widziałem żadnej sensownej podstawy, by to jakoś rozpatrywać. Pomachałem jedynie Hangowi na dowidzenia i poszedłem za Rin.
- Skądś ty go wytrzasnął? - dopiero teraz się jej przypatrzyłem. Zmieniła kolor włosów. Wcześniej miała stonowane czarne, teraz wściekło rude. Opadały jej delikatnie na ramiona. Na prawym ramieniu dało się zauważyć jakiś tatuaż, ale nie miałem zielonego pojęcia, co to mogło być. Jakiś dziwny znaczek. Mi to przypominało trochę duże K, ale zawsze mogłem się mylić. Ubrana była jak zwykle skąpo. Bluzka z dekoltem, chociaż w ogóle nie miała dużych piersi. Kiedyś jej o tym powiedziałem, raz, drugi już się nie odważyłem. Spódnice miała dżinsową, krótką, poszarpaną i w ogóle mi się nie podobała. Buty na wysokim obcasie też mi się nie podobały. Który brat by chciał, żeby jego siostra chodziła prawie nago? Tak, we mnie też czasami odzywały się te dziwne instynkty.
- Słyszysz ty mnie?! Odwieś się!
- Co? A skąd? Nie wiem, sam się tak jakoś znalazł.
- Sam? Nie wierzę ci. Hibiki w co ty się znowu wplątałeś i mnie też przy okazji... – ostatnie słowa znacznie ściszyła. Powinienem był uciekać?
- Jesteśmy na miejsc – twarz Rin posmutniała. Rozejrzałem się dookoła. Prawie nikt tędy nie chodził. Wszędzie walały się jakieś śmieci, ogólnie rzecz biorąc nie miałem żadnego pomysłu, na to, gdzie mogłem się znajdować. Popatrzyłem za siebie, Rin już nie było. Przepadła? Pewnie pognała do tego chłopaka. Ahhh, znowu mnie zostawiła.
- Witam cię Hibiki. Kojarzysz mnie może? - skierowałem swoje spojrzenie na osobę, która wypowiedziała te słowa.
- Czuję, że powinienem, ale nie pamiętam kim jesteś – uciekać? Zostać? Wołać o pomoc? Co zrobić?
- Kim Daeyu. Miło mi cię poznać. Szkoda, że mnie nie pamiętasz. Chociaż... Rozmawiałem z Hangiem.
- Powinienem uciekać? - spytałem trochę przestraszony. W końcu przypomniałem sobie, że chodziło o tę głupią grę.
- Powinieneś – cóż za miły porywacz. Chociaż jeszcze mnie nie porwał, więc nie powinienem tak o nim myśleć.
- A mogę?
- Śmiało, nie krępuj się – odwróciłem się i zacząłem biec. Nigdy nie byłem dobry w bieganiu. Ogólnie w niczym nie byłem dobry, co wymagało ode mnie wysiłku. Za nim zdążyłem przebiec 100 m złapał mnie jakiś goryl w garniaku.
- Nie możesz mnie dotykać! Słyszysz! Nie chcę żebyś mnie trzymał! ŚMIERDZISZ! - naprawdę śmierdział! Coś obrzydliwego. Aż mi się żyć odechciało.
- Puść go – powiedział pan Kim.
- Dziękuję – odpowiedziałem grzecznie i w tym samym momencie podszedł do mnie Daa... Daeej, ten z dziwnym nazwiskiem, czy imieniem, co mi się przed chwilą przedstawił. Ten Kim.
- A co powiesz na to, żebym to ja cię trzymał? Ale najpierw pozbędziemy się tego łańcuszka – i jednym, szybkim ruchem ręki zerwał naszyjnik, który dał mi Fei. Popatrzyłam na niego trochę rozpaczliwym wzrokiem.Bo co będzie jeśli Hang zauważy, że go zgubiłem? W zasadzie, to nie zgubiłem, ale cóż...
- Też nie chcę żebyś mnie dotykał...
- Dlaczego? - nie podobał mi się. Nie z wyglądu, z charakteru. Trochę zaczynałem się go bać...
- Bo nie! Nie i już, nie chcę żeby dotykał mnie ktoś inny...
- Aż tak przywiązałeś się do Fei'a? Niepotrzebnie. Zostawi cię kiedy tylko mu się znudzisz, taki już jest.
- Trudno. I tak nie chcę żebyś mnie dotykał – Kim wzdychnął ciężko, złapał mnie za rękę i wpakował do samochodu. Popatrzyłem na niego. Łańcuszek przekazał jakiemuś gorylowi i coś tam mu rozkazał, nie słyszałem co. Zamknął drzwi i popatrzył na mnie. Nie uśmiechał się. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- Bądź miły, albo nie wrócisz do Hanga w jednym kawałku, dzieciaku.
***
W tym samym czasie gdzieś w parku chodziła zniecierpliwiona osoba. Co chwilę nerwowo patrzyła na zegarek. Był to mężczyzna, dokładniej mówiąc Hang Fei, bo kogóż innego moglibyśmy się spodziewać? Usiadł na ławce. Wstał z ławki. Usiadł i tak kilka razy z rzędu. Przypadkowy 
przechodzeń mógłby pomyśleć, że robił jakieś dziwne ćwiczenia. Może nowa moda? Nie zastanawiajmy się jednak na tym. Fei usiadł znowu, złapał się za głowę i zastygł. Być może domyślał się już, co mogło się stać.
- Plosie pana! - krzyknęło jakieś dziecko. Hang leniwie podniósł głowę. Zobaczył przed sobą małego chłopczyka. Popatrzył na niego niepewnie.
- Czego może ode mnie chcieć taki ładny chłopczyk – pomimo ciężkiej sytuacji, uśmiechnął się do chłopca. Niewątpliwie był wybornym aktorem.
- Jakiś pan w calnym galnituze kazal to panu dać – chłopiec wyciągną swoją chudą rączkę i włożył coś w silne ręce mężczyzny. Był to oczywiście łańcuszek razem z medalikiem. W tym momencie potwierdził się najgorszy z możliwych scenariuszy. Jego własność, którą tylko ona miał prawo dotykać wpadał w ręce tego chorego mężczyzny. O kim mowa? Chyba każdy już wie.

8. Porachunki

Hang wyszedł z pokoju niesamowicie zadowolony. Haru nie widziałem, ani nie słyszałem. Chociaż jakoś dziwnie na mnie wpływał, to jednak miałem nadzieję, że przeżył.
- To co? Idziemy coś zjeść? - spytał mnie jak zwykle wesoło.
- Nie jestem głodny – nie, nie zaburczało mi w brzuchu. Naprawdę nie byłem głodny. Chociaż, kiedy ja ostatnio jadałem porządny obiad? Jakoś nie chciało mi się przypominać, ale kiedyś na pewno takowy spożyłem.
- To może coś słodkiego? Na to zawsze jest ochota. Wstawaj i idziemy – i cóż począć? Poszedłem, bo przecież ja nie chciałem być osobą, która popsułaby mu humor. A tak swoją drogą, to co z tym Haru. I właściwie czemu on ma takie długie nazwisko? Ja nie miałem problemu z zapamiętaniem swojego. Pewnie gdybym miał takie długie nazwisko jak Haru, to bym się przyzwyczaił. No, nie miałbym wyjścia. Chociaż zawsze mógłbym je zmienić. Ale zaraz. Czy jakiś człowiek zmienił kiedyś swoje nazwisko tylko dlatego, że nie mógł go zapamiętać? Beznadziejna sytuacja.
Popatrzyłem na Hanga. Jak zwykle chciało mu się ze mnie śmiać, może kiedyś się do tego przyzwyczaję. Zapomniałem dodać, że dla odmiany szliśmy pieszo. Tym razem musiałem skręcać. Ale przynajmniej miałem pewność, że nie podjedzie do mnie żaden zboczeniec. Jednak jakby się zastanowić, to jeden szedł obok...
Weszliśmy do jakiejś małej i nieznanej restauracyjki. Miła kobieta podała nam menu i odeszła od stolika. Przejrzałem kartę z daniami parę razy, po czym odłożyłem ją na bok. I nic więcej.
- Wybrałeś już?
- Tak.
- Więc co chcesz – z niewiadomych przyczyn znowu zaczynał się śmiać. Gdybym brał wszystko do siebie, to już dawno popełniłbym samobójstwo. Przy nim naprawdę traciło się pewność.
- Wodę – krótko i na temat.
- Miało być na słodko, tak tylko chciałbym ci przypomnieć.
- Z cukrem – dodałem pospiesznie. Jednak znowu nie wiedzieć czemu, Fei wybuchnął śmiechem. Oczy wszystkich w restauracji zwróciły się w naszą stronę. Tutaj chyba można pozwolić sobie na takie nieformalne zachowanie? Zrobiło mi się jakoś głupio. Hang zawołał kelnerkę i coś tam zamówił, nawet nie słuchałem. To znaczy słuchałem, tylko nie usłyszałem, czyli zapatrzyłem się w coś za oknem. Trochę pokrętne zdanie, ale jakoś inaczej jego sensu nie potrafiłbym oddać, chociaż sensu brakowało w nim najbardziej.
Przed nami pojawiły się dwa wielkie kawałki czekoladowego ciasta. Ogólnie prezentowało się całkiem dobrze. Jednak popatrzyłem na ciastko dosyć wymownie. Oczywiście nie umknęło to uwadze Fei'a.
- Co jest, nie lubisz czekolady?
- Nie o to chodzi...
- A o co? - no mógłby się domyśleć.
- Bo ja przytyję jak to zjem. A wolałbym zachować taką wagę jaką mam.
- Jak przytyjesz, to przynajmniej nie będę miał wrażenia, że kocham się ze szkieletem. Jedz albo cię nakarmię – uśmiechnął się do mnie szyderczo. Ale w ogóle to do mnie nie dotarło. On powiedział, że ja szkielet, że ja za chudy. Normalnie poczułem się urażony! Wredny człowiek!
- Protestuję! Wcale nie jestem za chudy!
- Jak zwykle dotarła do ciebie ta część, co nie trzeba. Jedz chuderlaku.
- Obraziłeś mnie już drugi raz! - to przechodziło ludzkie pojęcie! Jak można tak traktować ludzi?!
- I mogę tak jeszcze parę razy. Jednak wolałbym, żebyś zatkał swoje słodkie usteczka tym ciastem. Chyba, że wolisz żebym ja to zrobił – o matko! Jesteśmy w miejscu publicznym, a on się tak zachowuje!
- Smacznego – jak zwykle wymiękłem. Zabrałem się za jedzenie tych zbędnych kilogramów. Tylko nie życzę sobie porównań do jakiś panienek. Ja po prostu nie odczuwałem jakiejś wielkiej potrzeby jedzenia. Są ważniejsze rzeczy.
Po chwili mój talerzyk był już pusty, Hanga zresztą też. Ruchem ręki przywołał kelnerkę i zapłacił jej. Wyszliśmy z restauracji. Skierowaliśmy się w stronę parku. Fei jednak niespodziewanie mnie wyprzedził i stanął przede mną, przez co i ja musiałem się zatrzymać. Nawet nie zorientowałem się, co on uknuł. Poczułem jak złapał za koniec mojej koszulki i podniósł ją do góry. Trochę mi to zajęło zanim zareagowałem.
- E, nic nie przytyłeś – powiedział i puścił moją bluzkę. A ja dopiero po paru sekundach skojarzyłem, co tak właściwie się stało i jakie to miało znaczenie.
- Jesteśmy w miejscu publicznym! - krzyknąłem oburzony.
- Więc nie krzycz – jakim sposobem to JA zaczynałem tracić cierpliwość?
- Tu nie chodzi o to, czy krzyczę czy nie. A co jeśli jakiś starszy człowiek, dostał by zawału przez taki widok? - spytałem już nieco przytłumionym tonem głosu. Jednak dalej byłem zdenerwowany.
- Przesadzasz, jestem pewien, że każdy na lekcji biologii widział ludzi szkielet – przecież to ocierało się już o bezczelność!
- Widzę, że dalsza rozmowa nie ma sensu – odwróciłem się na pięcie z zamiarem odmaszerowanie. Niestety poczułem silny uścisk dłoni na swoim ramieniu.
- To ja zdecyduję, kiedy rozmowa nie będzie miała sensu. Rozumiesz? - chyba lekko go zdenerwowałem.
- To zdecyduje teraz, bo mam dość słuchania tego, że wyglądam jak szkielet. Jeśli ci się coś nie podoba, to już nie mój problem. Prawda? To ty mnie wykorzystałeś seksualnie, zresztą pewnie nie tylko mnie. Poza tym, nauczyłbyś się trochę hamować, nie każdy lubi słuchać takich rzeczy na swój temat. Ja na przykład nie lubię. I chciałbym powiedzieć coś jeszcze, ale już nic sensownego nie przychodzi mi do głowy – na tym skończyłem swój wywód. Fei za to stał przez chwilę jak wmurowany, chociaż nie trwało to długo.
- Chyba trafiłem na czuły punkt, co? Czyżby koledzy ze szkoła się z ciebie kiedyś nabijali? - on sobie ze mnie dalej drwił, a mi się chciało płakać! Kucnąłem na chodniku i namiętnie wpatrywałem się w czubki swoich butów. Palcem kreśliłem kółka po asfalcie.
- Aj, no już wstawaj, nie dąsaj się.
- Nie. Najpierw przeproś – niech się nauczy, że jeśli sobie ktoś nie życzy, to nie wolno nabijać się w taki sposób.
- No już, przepraszam kruszynko – i znalazł się naprzeciw mnie, też kucnął oczywiście. Popchnął mnie lekko do tyłu, ale nic sobie nie zrobiłem. Tylko wylądowałem w dosyć dziwacznej pozycji, bo jak zwykle za wolno zareagowałem. Hang przybliżył się do mnie i jakoś tak się stało, że dosłownie zawisł nade mną.
- Co ty robisz? Jesteśmy w...
- Tak wiem, miejscu publicznym. Ale miałem przeprosić prawda?
- Przecież już to zrobiłeś... - wysapałem. Zapewne byłem już cały czerwony.
- Nie skończyłem – w tym właśnie momencie mnie pocałował. Lekko i delikatnie, nienachalnie. Zamknąłem oczy żeby nie widzieć twarzy przechodniów. Boże co za wstyd!

7. Porachunki

Ja jednak nie planowałem wykombinować czegoś niezwykłego. W ogóle niczego nie planowałem. Poza tym nawet ja nie byłem na tyle głupi, by denerwować Fei'a. Jakoś po część zdążyłem się już zorientować, że z nim nie ma żartów. Jeśli jest zły oczywiście. Bo tak ogólnie, to go polubiłem. Lubił się ze mną droczyć i nawet był cierpliwy, a to nie lada wyzwanie. Za to Haru... On mnie niemiłosiernie denerwował. I pomyśleć, że to jemu chciałem się oddać. Cóż za absurd! Ponadto nie lubiłem gdy rozmawiał z Hangiem, coś mnie wtedy denerwowało. Chociaż nie jakoś tak wybitnie. Nie, teraz myślę, że wszystko mi jedno, czy z nim rozmawia czy nie.
Przeniosłem swoje spojrzenie na zasapanego ze zdenerwowanie Haru. Trochę chciało mi się śmiać, ale że ja nie jestem, jakby to określić ludzki, to potrafiłem powstrzymać swoje salwy śmiechu.
- Na co się tak gapisz smarku? - powiedział już nieco łagodniej. Coś się zmieniło? Wątpię.
- Na ciebie.
- I zobaczyłeś coś ciekawego?
- Nie – chyba nie powinienem był tego mówić. Chociaż był bardzo przystojny, ale jak mógłbym to powiedzieć? Jego wzrok się zmienił, zmętniał.
- Doprawdy? Czyżbym ci się nie podobał? - co on usiłował zrobić? Jakoś nijak pasowały mi te słowa do zaistniałej sytuacji. Chociaż może być również tak, że to ja nie potrafiłem czegoś odczytać.
- N-ni-e o to mi ch-cho-dziło... - dlaczego zacząłem się jąkać? Czy ktoś byłby wstanie mi to wytłumaczyć?
- Więc o co? - jedno złe słowo i czuję, że zginę.
- Właściwie to o nic. Odpowiedziałem ci jak najkrócej. Nie lubię się wysilać, więc „nie” wydało mi się możliwie najwłaściwszym słowem. Ponadto nasza rozmowa dziwnie się zmieniła, więc wolałbym jej nie kontynuować.
- A teraz coś się tak rozgadał? A może się zdenerwowałeś? Krępuje cię moja obecność? A może jestem za blisko? Wiesz, że mogę być jeszcze bliżej? - ostatnie zdanie niemal wyszeptał. Choć szept to jeszcze nie był.
- Mylisz się! - pisnąłem, a nie krzyknąłem. Musiałem wyglądać naprawdę komicznie. Ja siedziałem skulony w koncie, a on jakby zawisł nade mną, jeszcze trochę i by się położył. I masz ci los! Zjechał po ścianie. Usadowił się tak, że nie mogłem się ruszyć. Byłem jakby w potrzasku. Nogi miałem rozstawione a ona siedział pomiędzy nimi. Nie wiedziałem, że sytuacje mogą się tak szybko zmieniać. Co on próbował osiągnąć? Złapał mnie za nadgarstki i podciągnął mi dłonie nad głowę.
- Pamiętasz? Chciałeś mi się oddać? Może teraz?
- Co? Nie żartuj, puść mnie. To głupota.
- Miałbym cię posłuchać? Nie widzę z twojej strony żadnych oporów. Nie krzyczysz, nie szamoczesz się. Nie robisz nic.
- Nie mogę...
- Bo? - ja wiem dlaczego, ale jak miałbym mu to powiedzieć? Moje ciało i zmysły zaraz oszaleją. On tak ładnie pachnie.
- Za ładnie pachniesz – a jednak powiedziałem.
- Podnieca cię mój zapach? Też coś. A może już podniecił? - i właśnie w tym momencie popatrzył na moje krocze. O matko! Jeszcze mnie nie podniecił, żeby nie było jakiś niedomówień. Jednak niewiele brakowało. Przysięgam, jeśli to potrwa chwilę dłużej to zwariuję.
- Mógłbyś mnie puścić?
- Tylko jeśli mnie ładnie przekonasz.
- To znaczy? - przepraszam z to, że jestem taki nierozumny. Jakoś nie potrafię czytać między wierszami.
- Mnie pytasz? Tobie pozostawiam inicjatywę. W końcu to ty chcesz żebym cię puścił. Mnie się ta sytuacja całkiem podoba – i w tym momencie zrobiłem coś głupiego. Ale nie miałem innych pomysłów. Poza tym, w tej pozycji niewiele mogłem zrobić. Bynajmniej mi nie przychodziło nic do głowy. Pocałowałem go. Chciałem go pocałować, tak jak się cmoka kogoś z rodziny. Jednak on przeją inicjatywę i w gruncie rzeczy wyszedł z tego całkiem namiętny pocałunek. Trochę długo to trwało, bo on nie chciał się ode mnie oderwać. A ja nie protestowałem. Wpuściłem go do wnętrza moich ust i nawet podjąłem grę. On w tym czasie puścił moje nadgarstki. Jednak żeby nie było tak kolorowo, złapał za biodra i jeszcze bardziej się na mnie położył. Ja zjechałem na podłogę tak, że na niej leżałem. W końcu Katayanagi się ode mnie oderwał. Jednak nie schodził.
- Miałeś mnie zniechęcić, a nie zachęcić – uśmiechnął się szyderczo. A ja miałem mętlik w głowie.
- Przecież mnie nie lubisz i bardzo cię denerwuję... Więc dlaczego?
- Racja, jesteś cholernie uciążliwym dzieciakiem. Ale jak inaczej miałem cię utemperować? Więc będziesz tu siedział? Jeśli nie to skończę to, co zacząłem. A właśnie, chcesz usłyszeć małą ciekawostkę o Hangu?
- Słucham.
- Do dziś nie znaleziono ciała jego kochanki, która go zdradziła... Ze mną. Jak widzisz ja jeszcze żyję i mam się dobrze. Uważaj dzieciaku – po powiedzeniu tego wstał ze mnie i usiadł na krześle. Wziął do ręki jakieś papiery i zatonął w pracy. A ja dalej miałem mętlik w głowie. Teraz przynajmniej wiedziałem, że mam być grzeczny i potulny. Zastanawiała mnie jednak jedna rzecz. Jakim cudem on przeżył. Czyżby Fei czuł do niego jakiś sentyment, czy coś z tych rzeczy? Albo trzeba iść w całkiem innym kierunku. Na pewno nie bał się Haru. Aaa, nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. W końcu drzwi do pokoju otworzyły się i pokazał się w nich Hang.
- Co on tak grzecznie siedzi? - pokazał na mnie palce, a mnie aż przeszył dreszcz. Katayanagi uśmiechnął się do mnie chytrze. Jednak nie trwał to długo, bo zwrócił swoją twarz w kierunku przybyłego mężczyzny.
- A to kolejny z jego odchyłów. Usiadł tam i cały czas się w coś wpatrywał. Dziwny dzieciak... - chciałem uściskać go za to kłamstwo, jednak jakby to wyglądało?
- Dobra. A teraz czas na moje przeprosiny. Abe mógłbyś wyjść? - z przyjemnością! Ich obecność bardzo mnie krępowała. Wyszedłem, jednak jakoś tak się złożyło, że nie zamknąłem ze sobą drzwi. Usiadłem przy ścianie i podsłuchiwałem.
- Załóż to – Hang.
- Chyba cię pogięło! - Haru.
- Zakładaj, albo ja ci pomogę. Przyznam, że z chęcią pomacałbym to i owo – Hang. Im dłużej go znałem tym miałem większe wrażenie, że był bardzo zboczony. A wszystkie jego myśli krążyły wokół seksu. Wracając do ich dialogu.
- Pomacaj siebie... Już to zakładam, tylko nie podglądaj! - Haru.
- Już nie udawaj takiej cnotki. Szybciej – Hang.
- Niech cię szlag – Haru. I nastała chwile milczenia. Słyszałem jakieś różne odgłosy. Pewnie szamotał się z materiałem. Ciekawe ile tego był, bo zeszło mu całkiem sporo czasu. Oczywiście nie patrzyłem na zegarek, ale zaczynało mi się trochę nudzić.
- No, całkiem ładnie ci w tym kimonie – Hang. A więc to musiał na siebie założyć. Też byłem ciekawy jak wyglądał.
- Popatrzyłeś sobie? Mogę to już zdjąć? - Haru.
- Ależ skąd! To byłoby marnotrawstwo! - Hang.
- Więc co mam jeszcze zrobić? - Haru.
- Skoczyć po sake księżniczko. A później chciałbym napić się z twoich ust – Hang. Tak on był, jest i będzie zboczony. Bo na to jeszcze nie wynaleźli lekarstwa. No chyba, że się mylę.
- Żartujesz sobie – Haru.
- Ależ skąd! Nawet powiem ci więcej, chcę tak wypić całą butelkę. I ciesz się, że tylko na tym skończyłem, bo miałem w głowie całkiem inny plan – Hang. Usłyszałem ciche skrzypnięcie i odgłos otwieranego barku. Tak mi teraz przyszło do głowy, odnośnie tamtej kochanki, że zostawił go przy życiu pewnie dlatego, że się nim bawił. Już zdążyłem sobie wydedukować, że bardzo lubił zabawiać się kosztem innych.
Później już nic nie mówili. Tylko od czasu do czasu, można było usłyszeć narzekanie Haru. Chciałem ich podglądnąć, jednak bałem się ich reakcji. Więc pozostawiłem sprawy tak, jak były i dałem sobie spokój. Usiadłem w fotelu i czekałem aż skończą. Bo przecież kiedyś musiało to nastąpić.

6. Porachunki

Podszedłem do lustra umocowanego na szafie. Trzeba się właściwie dobrze przypatrzeć, żeby zobaczyć, co takiego jest napisane. Lepiej mieć taką tabliczkę w formie naszyjnika, niż tatuażu. Wpatrywałem się w to małe wiszące coś i kompletnie zapomniałem o Hangu. Odszedłem od lustra najpierw na trzy kroki, później przybliżyłem się o dwa i następnie oddaliłem o cztery. Za każdym podejściem nie mogłem odczytać tego, co było na tabliczce. Ucieszył mnie ten fakt, bo przecież ludzie nie będą do mnie podchodzić i sprawdzać, czy jest tam coś napisane. Prawda? Chociaż ciekawość ludzka nie zna granic. W końcu rozproszony jakimś dźwiękiem popatrzyłem na Fei'a. Zadzwonił jego telefon i jakoś magicznie wyrwał mnie z mojego świata. Mężczyzna odebrał, ale się nie odzywał. Pobladł lekko na twarzy, jednak nie było to jakoś specjalnie widocznie. Wątpię żeby zbladł ze zmartwienia, raczej z gniewu. Może i jest wesoły, ale i tak nie ukryje swojej morderczej strony.
- Idziemy, muszę cię gdzieś odstawić – powiedział bez zbędnych wyjaśnień. O nic nie pytałem, bo po co? I tak za chwilę będę wiedział, gdzie miał zamiar mnie odstawić. Po co martwić się zawczasu? Podróż minęła całkiem szybko. Podjechaliśmy do jakiegoś wielkiego domu. Widać było, że trąciło snobizmem. Dom był strasznie bogaty. A ilu tam było ochroniarzy. Chciałem ich policzyć, ale tempo jakie narzucił mi Hang, w marszu oczywiście, nie pozwoliło mi na to. On wszedł pierwszy, jak do siebie.
- Gdzie moja blond niewiasta? - spytał bezczelnie jakiegoś szarego człowieka. Ten widocznie zmieszał się pytaniem, bo od razu spuścił wzrok. Palcem wskazał tylko na drzwi i posłusznie odszedł gdzieś na stronę. Tym razem to ja szedłem pierwszy, Fei tylko otworzył przede mną drzwi i wrzucił mnie do pokoju. Nawet nie wszedł ze mną. Zniknął, najnormalniej w świecie rozpłynął się w powietrzu. Popatrzyłem przed siebie i ujrzałem czerwonego ze złości Haru. Nie byłem zdziwiony tym, że się zdenerwował, albowiem migdalił się właśnie z jednym ze swoich kochanków.
- Co TY tu robisz? - dlaczego aż tak bardzo podkreślił słowo „ty”?
- Nie wiem – bo przecież nie zostało mi to wyjaśnione.
- Całą ochotę na seks szlag trafił.
- Mogę wyjść.
- Jeśli teraz bym cię wyrzucił to Hang prawdopodobnie... Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Aha – mało interesujące.
- Aha? Manobu! Zabierz tę łajzę ze sobą do pokoju! - i w drzwiach natychmiast pojawił się czarnowłosy chłopak. Ten sam, który wtedy trzymał jakąś książkę. Miałem wielką ochotę z nim pójść, nie wyglądał na wygadaną osobę, więc będę miał święty spokój. Przynajmniej przez chwilę.
Udaliśmy się do pokoju obok. On usiadł pod oknem, wziął książkę i zaczął czytać. Ja zostałem pozostawiony sam sobie.
- Dziwię się, że jeszcze żyjesz – powiedział do mnie chłopak, nie odrywając wzroku od książki.
- Nie rozumiem.
- Haru-sama nie lubi, kiedy przerywa mu się w takich momentach.
- Ja mu nie przerwałem. To Hang mnie tu wrzucił. Nie widzę tutaj nigdzie swojej winy – chłopak, gdy usłyszał to imię drgnął lekko i podniósł na mnie wzrok. Nie trwało to jednak długo. I bardzo dobrze, bo gdy zaczynałem przyciągać uwagę, nigdy nie kończyło się to czymś dobrym. Zacząłem rozglądać się po pokoju. Właściwie nie było nic ciekawego. Położyłem się na łóżku i zacząłem wpatrywać w sufit. Jakoś zaczynało mi się nudzić. Przeważnie potrafiłem znaleźć sobie zajęcie, jednak w tym pomieszczeniu nieszczególnie mi to wychodziło. Wstałem i wyszedłem z pokoju drugimi drzwiami. Bo tak się jakoś złożyło, że miał dwie pary drzwi. Pierwsze prowadziły do Haru, a drugie nie wiem. Ale zaraz będę wiedział. Tak więc wyszedłem i poszedłem przed siebie. Minąłem tego ochroniarza z wcześniej, nawet na mnie nie popatrzył. Tak jakby mnie nie było. Nawet lepiej. Usłyszałem jakiś hałas i właśnie w tamtą stronę się udałem. Po zapachu można było wnioskować, że byłem coraz bliżej kuchni.
- Gdzie ten nowy?! - usłyszałem wściekły głos jakiegoś mężczyzny. Przez chwilę zastanawiałem się czy wejść, jednak tak ładnie pachniało, że wszedłem.
- Przepraszam... - uchyliłem drzwi i powiedziałem niepewnie.
- No nareszcie! Ile można czekać, co? Myślisz, że gdzieś ty się zatrudnił? Jeśli wszystko nie będzie na czas, to jak myślisz komu się dostanie?! No komu? Mi oczywiście! Masz tu listę zakupów i za pięć minut widzę cie z powrotem! - wepchnął mi w rękę kartkę i wypchnął za drzwi. Nawet nie zdążyłem zaprotestować. Stałem tam chwilę oszołomiony, no ale co zrobić? Poszedłem. Nie znałem w ogóle okolicy. Ludzi też nie było, żeby spytać o drogę. Szedłem cały czas prosto, nigdzie nie skręcałem. Łatwiej będzie mi później trafić. A jeśli nie znajdę sklepu, to nie wrócę do kuchni, tylko do pokoju. Ten kucharz wyglądał naprawdę strasznie. Tak jak myślałem, sklepu nie znalazłem. A właściwie to jak mogłem coś kupić, skoro nie miałem pieniędzy? Co za nonsens. Postanowiłem zawrócić. Szedłem powoli. Nigdzie mi się nie spieszyło. Pogoda była ładna, więc mogłem pospacerować. Co jakiś czas przejeżdżały jakieś samochody. Nie czułem się jakoś wybitnie samotnie. W końcu jedno auto, czarne, o nieznajomej dla mnie marce, zatrzymało się obok mnie. Przystanąłem i popatrzyłem na szybę. Nie mogłem dostrzec twarzy pasażera, chociaż szyba już się „ulotniła”.
- Jesteś sam?
- A czy ktoś idzie obok mnie? - nienawidzę bezsensownych pytań.
- Więc Hang cię już nie pilnuje?
- Hm? Właściwie miał mnie teraz pilnować Haru, ale był zajęty, więc postanowiłem się przejść.
- To może ja poświęcę ci chwilę uwagi?
- Nie, dziękuję – to był jakiś zboczeniec, byłem prawie pewien. Ruszyłem szybkim krokiem przed siebie, pobiegłbym ale nie chciało mi się. Więc jedyne co mi pozostało to szybki marsz. Popatrzyłem przed siebie i zobaczyłem jakąś biegnącą postać. Im była bliżej tym bardziej przypominała Haru. To chyba był Haru. Wyglądał jakby miał zaraz kogoś zabić. Auto za mną ruszyło z piskiem opon.
- Ty cholerny gówniarzu! - poleciały w moją stronę dość niemiłe słowa.
- Wypraszam sobie – odburknąłem mu niezadowolony.
- Wypraszasz?! Fei urwałby mi jaja gdybyś gdzieś zniknął! - mam nadzieję, że to była przenośnia, bo mogłoby trochę zaboleć.
- Nudziło mi się – zacząłem ni z tego ni z owego.
- Wiesz gdzie mam to, że ci się nudziło? Miałeś siedzieć w pokoju. To aż takie trudne?!
- Nie.
- Wspaniale! Wracamy do domu. Tym razem cię do czegoś przykuję.
- To ja nie wracam – w ogóle nie podobała mi się jego wizja.
- Co?
- Nie wracam. Nie podoba mi się twój stosunek do mnie.
- Ty... Jak nikt potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi. Przysięgam, że kiedyś cię zabiję. Wypatroszę! Upiekę! Ugotuję! Potnę i poćwiartuję! - chyba trochę się na mnie zdenerwował. Nie powinienem był go tak drażnić. Ale cóż zrobić? Czasu nie cofnę.
- Katayanagi ja to zrobię z tobą, jeśli mi nie udzielisz satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie. Co on robi na zewnątrz? Jakoś nie mogę sobie przypomnieć żebym go tu zostawił – usłyszałem za plecami głos Hanga. Skąd on się tam wziął i to tak nagle?
- Co ty tu robisz? - wymamrotał Haru. Momentalnie zbielał, to znaczy zrobił się blady.
- Interesy. Więc? Odpowiesz? - był zły, bardzo zły. Nie wiedziałem tylko na kogo bardziej. Na mnie czy na niego?
- Poszedł sobie pospacerować. Nudziło mu się, przynajmniej tak mi powiedział.
- Abe? - o do mnie przemówił. Chciałem jeszcze tylko wtrącić, że cały czas stałem do niego tyłem. Chociaż w końcu trzeba będzie spojrzeć w oczy bestii.
- Tak? - nie odwróciłem się, tchórz ze mnie.
- Odwróć się – no i nie dał mi wyboru. Zrobiłem tak jak chciał. Dokładnie jak marionetka.
- Słucham?
- Przydałoby się żebyś w końcu zaczął słuchać. Przeproś Haru za sprawianie kłopotów – i po co ja się odwracałem? Znowu muszę to zrobić. Ale myślałem, że będzie gorzej.
- Przepraszam za sprawianie kłopotów – powiedziałem to jak dziecko z podstawówki. Katayanagi patrzył nam mnie z niedowierzaniem. Właściwie to się mu nie dziwię. Po tym co przed chwilą odstawiłem, każdy byłby zdziwiony.
- A ty Haru przeprosisz mnie na osobności – na jego twarzy pojawił się lubieżny uśmieszek. Ja bym się zląkł.
- Żartujesz sobie?! Chyba jesteś niepoważny! Nie, ty jesteś zboczony!
- Przecież nie powiedziałem nic zboczonego. Przyjdę wieczorem – i zniknął za zakrętem.
Szedłem już grzecznie za mężczyzną i tak miał przeze mnie dużo problemów. A właściwie to bałem się o to, że jak się odezwę to on mi coś zrobił. Biła od niego naprawdę przerażająca aura. Podchodziła trochę pod tę mordercy. Coś strasznego. Wszedłem za nim do pokoju. On usiadł na fotelu i zaczął mi się badawczo przyglądać.
- Zejdź mi z oczu – wymamrotał masując się po skroniach.
- Przecież na nich nie stoję...
- Zabiję... Wyjdź! Albo nie! Siadaj tam pod ściną i nie ruszaj się. Najlepiej by było, jakbyś w ogóle nie oddychał – wskazał mi palcem jakiś mały, ciasny, ciemny kącik. I ja miałem tam siedzieć do wieczora?
- Nie będę tam siedział.
- O co chcesz się założyć?
- O nic, nie będę tam siedział i już – Haru wstał, podszedł do mnie i złapał za koszulkę. Szarpną mną i dosłownie rzucił w stronę tamtego kąta.
- I siedź tam bo cię przybiję!
- Czym niby?
- Nie prowokuj, bo mam wielką ochotę zrobić ci krzywdę.
- Nie zrobisz – powiedziałem pewny siebie. Nie wiem czemu tak się go nie słuchałem. Było w nim coś takiego, że chciało się robić na przekór.
- Dobra! Ja ci nic nie zrobię. Ale masz jak w banku, że pogadam z Hangiem. Nie będzie cię tu więcej zostawiał, jeśli nie doprowadzi cię do pionu!
- Dlaczego się nim wyręczasz?
- Bo tylko jego się słuchasz! Pewnie już widziałeś go zdenerwowanego co? Chociaż przypuszczam, że jeszcze się hamuje. Biedaku, poczekaj tylko aż te hamulce puszczą. Jestem pewien, że w niedługim czasie coś wykombinujesz.

5. Porachunki

- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. Właściwie to nie jestem rzeczą, a nawet jeśli tak mnie postrzegasz, to jakoś nie wypada przywłaszczać sobie...
- Nie wypada? Dzieciaku gdzieś ty się uchował? Ja sobie ciebie nie przywłaszczyłem, sam do mnie przylazłeś.
- Byłem pijany.
- To nie pij więcej – on chyba nie da się przekonać. Właściwie to ja dalej nie rozumiałem, jak mógłbym do niego należeć.
- Lubię. Ale nie o to teraz chodzi. Ja dalej nie rozumiem... - Hang przewrócił oczami, co chyba oznaczało, że nie mógł uwierzyć w moją głupotę, bądź po prostu tracił cierpliwość.
- No, to czego dokładnie nie rozumiesz?
- Tego jak mogę być twój. Nie kupiłeś mnie w sklepie, nie wygrałeś na żadnej aukcji, nie nabyłeś w żaden inny sposób, który mógłby upoważnić cię to tego, by mnie posiadać na własność. Tego właśnie nie rozumiem – chyba trochę przesadziłem z tymi przykładami. Ale co miałem zrobić, skoro nic nie rozumiałem.
- Ty nie masz na razie pojęcia do jakiego świata trafiłeś, w pewnym sensie przez swoje pijaństwo. Trzymaj się mnie a będziesz bezpieczny.
- Nie rozumiem – głupi jestem, wiem.
- Skup się. Kochaliśmy się przed chwilą ze sobą, co oznacza, że zostałeś moim kochankiem. W pewnym sensie jesteś bezpieczny, bo teraz to ja mam oficjalnie do ciebie prawo. Tylko ja. Jednak nie jest tak do końca. Widziałeś z kim rozmawiałem, prawda? Prawdopodobnie nie zajarzyłeś, ale cała ta głupia gra rozchodzi się o ciebie. Więc jeśli się teraz ode mnie oddalisz, ten niemiły pan, z którym rozmawiałem przed domem, prawdopodobnie cię zgwałci. Mówię prawdopodobnie, bo może wyręczyć się stadem napalonych facetów – mówił do mnie jak do ułomnego dziecka... Ale najgorsze było to, że dopiero teraz zaczynały docierać do mnie pewne fakty. Przez swój zakład, zostałem przez światek przestępczy uznany za kochanka Fai'a. Ci wszyscy plugawi ludzie będą mnie teraz obserwować i śledzić.
Hangowi nic nie odpowiedziałem. Jakoś nie miałem ochoty. Przeszedł mnie zimny i nieprzyjemny dreszcz. Nie mogłem sobie wyobrazić tego, że moje wolne i beztroskie życie się skończyło. Jednak było pytanie, które mnie nurtowało i musiałem odezwać się do mężczyzny.
- Czyli będę teraz siedział zamknięty w tym domu i nie będę mógł nigdzie wychodzić?
- Co do tego, to mam całkiem ciekawy pomysł. Wiem, gdzie będę cię zostawiał, jeśli okoliczności nie pozwolą mi na zabranie cię ze sobą – przez jego twarz przemknął chytry uśmieszek. Wyglądało to tak, jakby dziecko wymyśliło jak odegrać się na rodzicach, za niekupienie cukierka. Nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. Ale mniejsza z tym. Błahostka jakich wiele. Najważniejsze, że nie będę musiał tutaj siedzieć np. z Panem Skałą. Jeszcze znowu bym go wykorzystał...
- Czy mogę pójść się umyć? - cały się kleiłem. Nie powiem gdzie i od czego...
- Proszę.
- Patrzysz się.
- I co z tego?
- Wstydzę się.
- Nie musisz i tak widziałem już wszystko w całej okazałości – uśmiechnął się lubieżnie. Dla mnie to był sygnał ostrzegawczy, do tego by się ewakuować. Jeszcze znowu zachciałoby mu się seksu.
Wygramoliłem się z łóżka i śmignąłem do łazienki, i zamarłem. W lustrze zobaczyłem swoje ciało, na którym było pełno malinek. Trzy na szyi, cztery na klatce piersiowej. Odwróciłem się, by zobaczyć, jak sytuacja malowała się na moich plecach. Jeszcze gorzej... Nawet nie chciało mi się ich liczyć.
Nalałem sobie ciepłej wody do wanny. Wszedłem do niej i o zgrozo! Na udach też miałem pełno malinek. Coś na kształt złości mną szarpnęło. Wypełzłem z wanny, chwyciłem za ręcznik i owinąłem się nim. Złapałem za klamkę od drzwi i wparowałem do pokoju.
- Jak śmiałeś?! - krzyknąłem na Hanga. Ten stał na środku zdezorientowany. Właściwie, to nie tylko on. Obok niego stał jakiś gość. Musiał chyba przyjść przed chwilą, bo obydwoje zamarli w momencie, gdy podawali sobie ręce. Ja natomiast zrobiłem się cały czerwony. Nie dlatego, że stałem w samym ręczniku, ale dlatego, że ów ręcznik nie zakrywał tych strasznych malinek.
- Chyba przyszedłem w złym momencie – wykrztusił z siebie nieznajomy, nie odrywając ode mnie wzroku.
- To nic takiego. Nie zwracaj na niego uwagi. Więc, jak się sprawy mają? - olał mnie. Zignorował mnie. Nie zwrócił na mnie uwagi.
- Mam mówić przy nim?
- I tak nie będzie wiedział o co chodzi – niedoczekanie twoje. Już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Bo jak to tak ignorować osobę, która właśnie chce się kłócić?
- Więc jeśli chodzi o południe, to wszystko jest dobrze. Jednak dalej mamy małe problemy z... - i tu przerwał swojej sprawozdanie, bo ja przeszedłem obok nich i właśnie szykowałem się do opuszczenia pokoju.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Do domu – odpowiedziałem rozdrażniony.
- W samym ręczniku? - niech cię, tym razem nie miałem zamiaru przegrać.
- Nie. Bez – i zrzuciłem z sobie ręcznik. Poszedłem przed siebie całkiem nago. Uwierzcie, nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, że dom był tak napakowany ochroną! Ale i tak szedłem dumnym krokiem, chociaż było mi cholernie głupio.
- Wszyscy zamknąć oczy. Bo pozabijam! - usłyszałem za plecami głos lekko rozzłoszczonego Hanga, chociaż mogłem też wyczuć nutkę rozbawienia. Podbiegł do mnie i z powrotem owinął ręcznikiem.
- Więc, co cię tak rozzłościło księżniczko? - znowu się ze mną droczył.
- To wszystko przez te malinki one są takie... Takie nieprzyzwoite – ostatnie dwa słowa ledwo co z siebie wyrzuciłem.
- I to dlatego postanowiłeś paradować nago, przystrojony jedynie w nieprzyzwoite malinki, przed moimi ludźmi? - jego to ewidentnie bawiło. Znowu.
- Nie wiedziałem, że tu są! - odpowiedziałem lekko oburzony.
- Dobra, nie wiedziałeś. Jednak planowałeś wyjść tak na zewnątrz. Chyba mi nie powiesz, że nie wiedziałeś, że tam też są ludzie – o masz ci los, złapał mnie. I co ja miałem mu teraz odpowiedzieć.
- Wiedziałam – bo wiedziałem, tylko nie pomyślałem.
- Jak z dzieckiem. Wracaj do pokoju i skończ się myć, a wy możecie już otworzyć oczy – takim właśnie magicznym sposobem znowu znalazłem się w łazience. Woda zrobiła już się dosyć zimna. Ale nie chciało mi się nalewać nowej, więc wykąpałem się w tej. Była to błyskawiczna kąpiel, bo zrobiło mi się strasznie zimno. Powycierałem się ładnie i zauważyłem, że nie było żadnych ciuchów, w które mógłbym się ubrać. Znowu wszedłem do pokoju w samym ręczniku.
- Co tym razem? - spytał wesoło Hang. Na szczęści był sam.
- Gdzie są moje ciuchy?
- Myślałem, że wolisz chodzić w ręczniku – ten typ człowieka chyba uwielbia długo naśmiewać się z wpadek innych. Na kogo ja natrafiłem...
- To nie jest śmieszne.
- Dobrze, dobrze. Już się nie denerwuj. W szafie wiszą nowe ciuchy.
- W szafie?
- Ta, ciuchy przeważnie są w szafie. Wytłumaczyć ci może jak wygląda szafa? Tylko się skup, bo możesz nie zrozumieć – on jest wredny! Podszedłem do tej głupiej szafy i wyciągnąłem ciuchy. Nic nadzwyczajnego. Para skarpetek, majtki, dżinsy i normalna, biała koszulka. Wróciłem do łazienki i ubrałem się. Wyszedłem, gdy tylko Hang to zauważył, natychmiast do mnie podszedł. Wyciągnął z kieszeni jakiś łańcuszek i zawiesił mi na szyi. Na łańcuszku wisiało coś na kształt małej tabliczki. Przeczytałem to, co było na niej napisane i po raz kolejny zamarłem. Był tam wygrawerowane „Właściciel Hang Fei”
- Spróbuj to zdjąć a każe wytatuować ci to na klatce piersiowej. Zrozumiano? - i tak skutecznie zdusił wszelkie formy mojego sprzeciwu.

4. Porachunki

Obudziłem się nie wiem o której. Niewiele mnie to jednak obchodziło. Głowa mnie trochę bolała, ale na szczęście nie było innych skutków ubocznych. Miałem na myśli takie rzeczy jak mdłości i tym podobne. Podniosłem się lekko do góry i rozejrzałem po pokoju. Zobaczyłem uśmiechniętą twarz Hanga.
- Dobrze się spało?
- Tak – odpowiedziałem z godnie z prawdą.
- To dobrze, a teraz pora na seks.
- Tak z rana? Przecież jest jasno – jęknąłem niepocieszony. Było stanowczo za jasno, jak dla mnie.
- Będę cię dokładnie widział. Coś w tym złego?
- Właściwie to nic. Jednak nie mam ochoty.
- Ja też nie mam ochoty dłużej czekać – zauważyłem, że ta rozmowa powoli zaczynała go denerwować, tak mi się przynajmniej wydawało. Chociaż mi się w życiu tyle rzeczy wydawało, że już nie wiedziałem w co powinienem wierzyć.
- A będzie bolało? - normalne pytania, zadawane przez normalnych ludzi. Masochista też by o to spytał, ale tylko po to, by się upewnić, że będzie bolało. Ja masochistą nie byłem, więc wolałbym usłyszeć coś innego.
- Jak cholera – nie to chciałem usłyszeć. Byłem niepocieszony, ale cóż zrobić? W końcu się z nim założyłem. Gdzie ja miałem rozum? Ah tak, po wypiciu alkoholu idzie w inne, bezpieczne miejsce i odłącza zasięg.
- Ja nie chcę dzisiaj – postanowiłem dalej wykręcać się jak dziecko.
- Jeśli dalej będziesz przedłużał tę rozmowę, obiecuję, że umrzesz z bólu – podszedł do mnie i znalazł się naprawdę niebezpiecznie blisko. Odsunąłem na tyle ile się dało, choć dało się niewiele.
- A mogę mieć jeszcze jedno pytanie?
- Tylko jedno – to dobrze, bo jakby kazał mi zamilczeć, to nie potrafiłbym się skupić.
- Haru powiedział, że zabijasz swoich kochanków po nieudanym stosunku. Prawda to? - Hang popatrzył na mnie tak jakoś dziwnie. Lewy kącik jego ust uniósł się lekko. Nie miałem pojęcia, co mogła oznaczać ta mina.
- Zdarzyło mi się. Ale ty nie masz się o co martwić. To twój pierwszy raz, więc jesteś bezpieczny – prawie w ogóle mnie to nie pocieszyło.
- Czyli za drugim... - wymamrotałem pół przytomny.
- Zamkniesz się w końcu czy ci pomóc? - nie podniósł głosu, jednak pytanie to starczyło, bym poczuł się w jakimś stopniu przerażony. Takim właśnie sposobem wymusił na mnie chwilę milczenia. W milczeniu nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że on miał zamiar mi przeszkadzać. Wypadałoby przypomnieć, że chciał się ze mną kochać... W dzień. W dzień można pomilczeć, ale kochać się, to już drobna przesada. Bynajmniej dla mnie. Nie byłem jakimś wielkim zwolennikiem seksu. I jakoś nie spieszyło mi się do tego, by w ogóle wpisywać seks do mojego codziennego życia. Jednak mus, to mus. Boże uchroń mnie przed następnymi głupimi zakładami, decyzjami i postanowieniami.
Popatrzyłem w oczy Hanga. Nic nadzwyczajnego, oczy jak oczy. Więc przeniosłem swój wzrok na drzwi, które otworzyły się właśnie w tym momencie. Złowroga aura Fei'a mnie przytłoczyła. Czemu się tak zezłościł? Nie na mnie. Na człowieka, który właśnie wszedł. Hang chwycił za nóż, który nie wiem skąd się wziął i rzucił nim w drzwi. Właściwie, to celował w głowę osoby, która miała w planach wtargnąć do pokoju. Jednak ów tajemniczy człowiek zdążył się wycofać w ostatniej chwili.
- Przepraszam szefie... - dało się usłyszeć czyjś cichy głos.
- Jeśli powód, dla którego tu wtargnąłeś nie będzie wystarczająco dobry, zginiesz dokładnie za 10 sekund. Mów! - ja siedziałem i się przysłuchiwałem. Oczywiście średnio mnie to interesowało, ale zostałem świadkiem tego zdarzenia i nie miałem wyjścia.
- Pan Haru Katayanagi niezwłocznie prosi o rozmowę – dalej mówił zza drzwi.
- I co w związku z tym? - chyba powód nie był zbyt dobry. Tajemniczy człowiek nie odezwał się już. Chyba wiedział, że zginie za trzy sekundy. Bez różnicy, byleby nie na moich oczach.
- Dobra, poproś go tu – tu? Dlaczego właśnie tu? Właściwie, to czemu nie? Nie siedziałem nago. Tylko Hang był bardzo blisko mnie...
- W coś ty mnie znowu wpakował?! - przyszedł. Właściwie to wparował, jakby do siebie.
- Hm? Nie mam pojęcia o co ci chodzi.
- Oh, ty nie masz o czymś pojęcia? Nie żartuj sobie ze mnie. O to mi chodzi! - wyciągnął z kieszeni kawałek pomiętej kartki i rzucił nią w Fei'a. On wziął ją rozwinął i przeczytał.
- Więc ty też zostałeś zaproszony do zabawy.
- Zaproszony? Zaproszony?! Ja w to zostałem wciągnięty przez ciebie! Ja mam być po twojej stronie! Nigdy w życiu! - był bardzo zdenerwowany. Chyba tak samo, jak wtedy, gdy rozmawiał ze mną.
- Ja cię nie chcę. Będę miał jeszcze jednego dzieciaka do pilnowania. Najpierw drogi Haru podrośnij.
- Jak matkę kocham, zbiję cię.
- Czyli przeżyję – odpowiedział mu ze złośliwym uśmieszkiem. Hang chyba lubił te rozmowy. Miałem szczęście, bo chyba zapomniał o mnie. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Szkoda.
- Fei wyplącz mnie z tej głupiej zabawy – Katayanagi chyba naprawdę popadał w rozpacz. Przynajmniej tak to wyglądało. Jednak nie mi to oceniać, kiepski w tym jestem.
- Nie jestem twoją niańką. Chociaż, mógłbym się tobą zaopiekować – zmierzył wzrokiem Haru i delikatnie oblizał wargi. Nie wiem czy dobrze widziałem, ale na twarzy blondyna chyba pojawił się rumieniec.
- Kretyn – wymamrotał wcześniej wspomniany blondyn i wyszedł.
- Więc, na czym skończyliśmy? - teraz popatrzył na mnie.
- Nie wolałbyś jego?
- Kogo, Haru? - spytał lekko rozbawiony.
- Tak – ja za to, jak zawsze, byłem śmiertelnie poważny.
- Raczej nie. Uwielbiam go denerwować, łatwo go wyprowadzić z równowagi. A najprościej w taki właśnie sposób – nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo przylgnął do moich ust. Zesztywniałem w jednym momencie. Nie odwzajemniłem pocałunku, nie wiedziałem, co zrobić... Hang nawet się tym nie przejął. Zsunął mnie tak, że leżałem sobie wygodnie na łóżku. On zawisł nade mną. Jego włosy lekko opadały na moją twarz, niemiłosiernie mnie przy tym łaskocząc. Straszne uczucie, tym bardzie, że nie było mi do śmiechu. Dalej był dzień...
Przejechał nosem po moim policzku, nie powiem, to było całkiem przyjemne uczucie. Moje krocze szczelnie przylegało do jego, co było bardzo podniecające. Właściwie, to powinienem potraktować to jako nowe doświadczenie. Tak też planowałem zrobić. Fei palcem przejechał po mojej szyi. Znowu przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Westchnąłem lekko, prawie niedosłyszalnie. Mężczyzna całował mnie po całej szyi, nie zostawiając chyba żadnego wolnego kawałka. Lekko poruszał biodrami, chociaż dalej byliśmy ubrani. Nie zdjął ze mnie najmniejszego skrawka materiału. W końcu jego dłoń znalazła się pod moją koszulką. Jeździł nią delikatnie do góry i do dołu. Czasami palcami lekko zahaczał o moje sutki. Zbliżył swoje usta do moich i pocałował. Próbowałem odwzajemnić pocałunek, ale chyba wyszło mi to niezdarnie, bo Hang zaczął chichotać.
- Co mam zdjąć najpierw? - wyszeptał mi niezwykle seksownie do ucha.
- Bluzkę – wyszeptałem dosyć niepewnie, a moje twarz pokrył się leciutkim rumieńcem. Ku mojemu zdziwieniu zdjął bluzkę sobie. Chyba zobaczył mój zdziwiony wyraz twarzy.
- Nie powiedziałem, że ściągnę najpierw z ciebie – uśmiechnął się tryumfalnie, a moja twarz tym razem oblała się soczystym rumieńcem. Leżałem nieruchomo. Nie wiedziałem jak zareagować. Jednak najgorsze było to, że byłem już w pełni podniecony. Oczywiście nie umknęło to uwadze Hanga. Wziął moją rękę i wsadził ja do moich majtek... Jakie to było krępujące...
- Nie myśl, że będę cię we wszystkim wyręczał. Wiesz, co robić? - co za głupie pytanie. Jak ja miałem na nie odpowiedzieć? Kiwnąłem głową na znak, że wiedziałem. Nawet na niego nie popatrzyłem. On za to siedział i mi się przyglądał. Czy to nie jest przypadkiem trochę zboczone? Bo przecież ja się właśnie przed nim mastu... Nie mam odwagi nawet o tym pomyśleć. Całe szczęście, że byłem ubrany. Chociaż spodnie były rozpięte... W końcu doszedłem, sam. Nie miałem pojęcia czy rękę wyciągnąć, czy też zostawić w spodniach.
- Już? Bo zaczynałem się nudzić – jego to bawiło! Co za straszny człowiek.
- Już – wymamrotałem zawstydzony do granic możliwości.
- Co teraz ściągnąć? - on dalej chciał się w to bawić?
- Wszystko – podpowiedziałem mu nieco niezadowolony. Niech się teraz sam rozbiera.
- Tak jest – odpowiedział niezwykle ochoczo. Zaraz, on to zaczął ściągać ze mnie! Czyli tym razem była kolej na mnie. Ale ze mnie kretyn. Fei bardzo szybko i zręcznie ściągnął ze mnie ubranie. Leżałem przed nim nagusieńki. Chciałem się zasłonić dłońmi, jednak on mi na to nie pozwolił. Złapał mnie za ręce i zamknął w żelaznym uścisku. Syknąłem lekko z bólu. Naprawdę był silny. Jednak po chwili mnie puścił, ale zakryć się już nie odważyłem. Mężczyzna złapał mnie za kolana i rozchylił moje nogi. Językiem przejechał po wewnętrznej stronie mojego lewego uda. Później tę samą czynność powtórzył na drugim, a ja znowu zaczynałem się podniecać. W końcu językiem dotknął czubka mojego penisa. Naprężyłem się jak struna i wydałem z siebie bardzo „melodyjny” dźwięk. Hang uznał to chyba jako zachętę i wziął go całego do ust. Ssał go, lizał czasami nawet lekko podgryzał. W takich chwilach wiłem się i jęczałem, za przeproszeniem, jak głupi. W końcu doszedłem w jego ustach. Znowu zrobiło mi się głupio. Zamknąłem oczu. Gdy je otworzyłem Fei już był nagi. Jego wyraz twarzy zdradzał, że miał coś w planach. Coś niegodziwego, coś na co wiedziałem, że nie będę miał wpływu...
- Teraz przejdziemy do części dla mnie – powiedział i lubieżnie oblizał się po ustach. Wyjął z szuflady jakąś mała buteleczką z płynną zawartością. Nalał sobie trochę na rękę i wsadził mi palca w, nie chcę nawet o tym mówić! Syknąłem z bólu, chciałem się poderwać i uciec, jednak nie wyszło. Nie minęła dłuższa chwila a miałem w sobie już dwa palce. Nie wiedziałem, że to mu będzie sprawiać taką przyjemność, no chyba, że byłem czegoś nieświadomy... W końcu wyjął ze mnie te place, a ja miałem nadzieje, że to już koniec. Jednak on odwrócił mnie na brzuch. Palcem przejechał wzdłuż kręgosłupa. Nagle, w jednej chwili, dosłownie w sekundzie poczułem, jak coś mnie rozrywa. Schowałem twarz w poduszce i przeraźliwie krzyknąłem. Przez chwilę nie było żadnych reakcji ze strona Hanga. Dopiero kiedy się rozluźniłem on zaczął się poruszać. Na początku były to powolne ruchy, jednak dalej mnie drażniły. Po chwili zacząłem nawet odczuwać jakąś dziwną przyjemność. Ruchy stawały się coraz szybsze, bardziej stanowcze, coraz bardziej dzikie... W pewnej chwili poczułem, jak coś ciepłego mnie wypełniło. A to chyba oznaczało koniec dzisiejszej zabawy. Fei wyszedł ze mnie, a ja opadłem bezsilnie na łóżko. Mój oddech był ciężki i nierówny. Hang opadł obok mnie. Wyciągnął z szuflady paczkę papierosów, wyciągnął jednego i zapalił. Popatrzyłem się na niego niepewnie. On zaciągnął się a dym wypuścił w moją stronę. Zacząłem się krztusić i kaszleć.
- Więc teraz jesteś oficjalnie oznaczony – uśmiechnął się do mnie promieniście.
- To znaczy? - nie za bardzo wiedziałem o co mogło mu chodzić.
- Jesteś mój – jego? Jak skarpetki czy inna szmatka?