środa, 29 sierpnia 2012

5. Porachunki

- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. Właściwie to nie jestem rzeczą, a nawet jeśli tak mnie postrzegasz, to jakoś nie wypada przywłaszczać sobie...
- Nie wypada? Dzieciaku gdzieś ty się uchował? Ja sobie ciebie nie przywłaszczyłem, sam do mnie przylazłeś.
- Byłem pijany.
- To nie pij więcej – on chyba nie da się przekonać. Właściwie to ja dalej nie rozumiałem, jak mógłbym do niego należeć.
- Lubię. Ale nie o to teraz chodzi. Ja dalej nie rozumiem... - Hang przewrócił oczami, co chyba oznaczało, że nie mógł uwierzyć w moją głupotę, bądź po prostu tracił cierpliwość.
- No, to czego dokładnie nie rozumiesz?
- Tego jak mogę być twój. Nie kupiłeś mnie w sklepie, nie wygrałeś na żadnej aukcji, nie nabyłeś w żaden inny sposób, który mógłby upoważnić cię to tego, by mnie posiadać na własność. Tego właśnie nie rozumiem – chyba trochę przesadziłem z tymi przykładami. Ale co miałem zrobić, skoro nic nie rozumiałem.
- Ty nie masz na razie pojęcia do jakiego świata trafiłeś, w pewnym sensie przez swoje pijaństwo. Trzymaj się mnie a będziesz bezpieczny.
- Nie rozumiem – głupi jestem, wiem.
- Skup się. Kochaliśmy się przed chwilą ze sobą, co oznacza, że zostałeś moim kochankiem. W pewnym sensie jesteś bezpieczny, bo teraz to ja mam oficjalnie do ciebie prawo. Tylko ja. Jednak nie jest tak do końca. Widziałeś z kim rozmawiałem, prawda? Prawdopodobnie nie zajarzyłeś, ale cała ta głupia gra rozchodzi się o ciebie. Więc jeśli się teraz ode mnie oddalisz, ten niemiły pan, z którym rozmawiałem przed domem, prawdopodobnie cię zgwałci. Mówię prawdopodobnie, bo może wyręczyć się stadem napalonych facetów – mówił do mnie jak do ułomnego dziecka... Ale najgorsze było to, że dopiero teraz zaczynały docierać do mnie pewne fakty. Przez swój zakład, zostałem przez światek przestępczy uznany za kochanka Fai'a. Ci wszyscy plugawi ludzie będą mnie teraz obserwować i śledzić.
Hangowi nic nie odpowiedziałem. Jakoś nie miałem ochoty. Przeszedł mnie zimny i nieprzyjemny dreszcz. Nie mogłem sobie wyobrazić tego, że moje wolne i beztroskie życie się skończyło. Jednak było pytanie, które mnie nurtowało i musiałem odezwać się do mężczyzny.
- Czyli będę teraz siedział zamknięty w tym domu i nie będę mógł nigdzie wychodzić?
- Co do tego, to mam całkiem ciekawy pomysł. Wiem, gdzie będę cię zostawiał, jeśli okoliczności nie pozwolą mi na zabranie cię ze sobą – przez jego twarz przemknął chytry uśmieszek. Wyglądało to tak, jakby dziecko wymyśliło jak odegrać się na rodzicach, za niekupienie cukierka. Nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. Ale mniejsza z tym. Błahostka jakich wiele. Najważniejsze, że nie będę musiał tutaj siedzieć np. z Panem Skałą. Jeszcze znowu bym go wykorzystał...
- Czy mogę pójść się umyć? - cały się kleiłem. Nie powiem gdzie i od czego...
- Proszę.
- Patrzysz się.
- I co z tego?
- Wstydzę się.
- Nie musisz i tak widziałem już wszystko w całej okazałości – uśmiechnął się lubieżnie. Dla mnie to był sygnał ostrzegawczy, do tego by się ewakuować. Jeszcze znowu zachciałoby mu się seksu.
Wygramoliłem się z łóżka i śmignąłem do łazienki, i zamarłem. W lustrze zobaczyłem swoje ciało, na którym było pełno malinek. Trzy na szyi, cztery na klatce piersiowej. Odwróciłem się, by zobaczyć, jak sytuacja malowała się na moich plecach. Jeszcze gorzej... Nawet nie chciało mi się ich liczyć.
Nalałem sobie ciepłej wody do wanny. Wszedłem do niej i o zgrozo! Na udach też miałem pełno malinek. Coś na kształt złości mną szarpnęło. Wypełzłem z wanny, chwyciłem za ręcznik i owinąłem się nim. Złapałem za klamkę od drzwi i wparowałem do pokoju.
- Jak śmiałeś?! - krzyknąłem na Hanga. Ten stał na środku zdezorientowany. Właściwie, to nie tylko on. Obok niego stał jakiś gość. Musiał chyba przyjść przed chwilą, bo obydwoje zamarli w momencie, gdy podawali sobie ręce. Ja natomiast zrobiłem się cały czerwony. Nie dlatego, że stałem w samym ręczniku, ale dlatego, że ów ręcznik nie zakrywał tych strasznych malinek.
- Chyba przyszedłem w złym momencie – wykrztusił z siebie nieznajomy, nie odrywając ode mnie wzroku.
- To nic takiego. Nie zwracaj na niego uwagi. Więc, jak się sprawy mają? - olał mnie. Zignorował mnie. Nie zwrócił na mnie uwagi.
- Mam mówić przy nim?
- I tak nie będzie wiedział o co chodzi – niedoczekanie twoje. Już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Bo jak to tak ignorować osobę, która właśnie chce się kłócić?
- Więc jeśli chodzi o południe, to wszystko jest dobrze. Jednak dalej mamy małe problemy z... - i tu przerwał swojej sprawozdanie, bo ja przeszedłem obok nich i właśnie szykowałem się do opuszczenia pokoju.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Do domu – odpowiedziałem rozdrażniony.
- W samym ręczniku? - niech cię, tym razem nie miałem zamiaru przegrać.
- Nie. Bez – i zrzuciłem z sobie ręcznik. Poszedłem przed siebie całkiem nago. Uwierzcie, nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, że dom był tak napakowany ochroną! Ale i tak szedłem dumnym krokiem, chociaż było mi cholernie głupio.
- Wszyscy zamknąć oczy. Bo pozabijam! - usłyszałem za plecami głos lekko rozzłoszczonego Hanga, chociaż mogłem też wyczuć nutkę rozbawienia. Podbiegł do mnie i z powrotem owinął ręcznikiem.
- Więc, co cię tak rozzłościło księżniczko? - znowu się ze mną droczył.
- To wszystko przez te malinki one są takie... Takie nieprzyzwoite – ostatnie dwa słowa ledwo co z siebie wyrzuciłem.
- I to dlatego postanowiłeś paradować nago, przystrojony jedynie w nieprzyzwoite malinki, przed moimi ludźmi? - jego to ewidentnie bawiło. Znowu.
- Nie wiedziałem, że tu są! - odpowiedziałem lekko oburzony.
- Dobra, nie wiedziałeś. Jednak planowałeś wyjść tak na zewnątrz. Chyba mi nie powiesz, że nie wiedziałeś, że tam też są ludzie – o masz ci los, złapał mnie. I co ja miałem mu teraz odpowiedzieć.
- Wiedziałam – bo wiedziałem, tylko nie pomyślałem.
- Jak z dzieckiem. Wracaj do pokoju i skończ się myć, a wy możecie już otworzyć oczy – takim właśnie magicznym sposobem znowu znalazłem się w łazience. Woda zrobiła już się dosyć zimna. Ale nie chciało mi się nalewać nowej, więc wykąpałem się w tej. Była to błyskawiczna kąpiel, bo zrobiło mi się strasznie zimno. Powycierałem się ładnie i zauważyłem, że nie było żadnych ciuchów, w które mógłbym się ubrać. Znowu wszedłem do pokoju w samym ręczniku.
- Co tym razem? - spytał wesoło Hang. Na szczęści był sam.
- Gdzie są moje ciuchy?
- Myślałem, że wolisz chodzić w ręczniku – ten typ człowieka chyba uwielbia długo naśmiewać się z wpadek innych. Na kogo ja natrafiłem...
- To nie jest śmieszne.
- Dobrze, dobrze. Już się nie denerwuj. W szafie wiszą nowe ciuchy.
- W szafie?
- Ta, ciuchy przeważnie są w szafie. Wytłumaczyć ci może jak wygląda szafa? Tylko się skup, bo możesz nie zrozumieć – on jest wredny! Podszedłem do tej głupiej szafy i wyciągnąłem ciuchy. Nic nadzwyczajnego. Para skarpetek, majtki, dżinsy i normalna, biała koszulka. Wróciłem do łazienki i ubrałem się. Wyszedłem, gdy tylko Hang to zauważył, natychmiast do mnie podszedł. Wyciągnął z kieszeni jakiś łańcuszek i zawiesił mi na szyi. Na łańcuszku wisiało coś na kształt małej tabliczki. Przeczytałem to, co było na niej napisane i po raz kolejny zamarłem. Był tam wygrawerowane „Właściciel Hang Fei”
- Spróbuj to zdjąć a każe wytatuować ci to na klatce piersiowej. Zrozumiano? - i tak skutecznie zdusił wszelkie formy mojego sprzeciwu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz