środa, 29 sierpnia 2012

6. Porachunki

Podszedłem do lustra umocowanego na szafie. Trzeba się właściwie dobrze przypatrzeć, żeby zobaczyć, co takiego jest napisane. Lepiej mieć taką tabliczkę w formie naszyjnika, niż tatuażu. Wpatrywałem się w to małe wiszące coś i kompletnie zapomniałem o Hangu. Odszedłem od lustra najpierw na trzy kroki, później przybliżyłem się o dwa i następnie oddaliłem o cztery. Za każdym podejściem nie mogłem odczytać tego, co było na tabliczce. Ucieszył mnie ten fakt, bo przecież ludzie nie będą do mnie podchodzić i sprawdzać, czy jest tam coś napisane. Prawda? Chociaż ciekawość ludzka nie zna granic. W końcu rozproszony jakimś dźwiękiem popatrzyłem na Fei'a. Zadzwonił jego telefon i jakoś magicznie wyrwał mnie z mojego świata. Mężczyzna odebrał, ale się nie odzywał. Pobladł lekko na twarzy, jednak nie było to jakoś specjalnie widocznie. Wątpię żeby zbladł ze zmartwienia, raczej z gniewu. Może i jest wesoły, ale i tak nie ukryje swojej morderczej strony.
- Idziemy, muszę cię gdzieś odstawić – powiedział bez zbędnych wyjaśnień. O nic nie pytałem, bo po co? I tak za chwilę będę wiedział, gdzie miał zamiar mnie odstawić. Po co martwić się zawczasu? Podróż minęła całkiem szybko. Podjechaliśmy do jakiegoś wielkiego domu. Widać było, że trąciło snobizmem. Dom był strasznie bogaty. A ilu tam było ochroniarzy. Chciałem ich policzyć, ale tempo jakie narzucił mi Hang, w marszu oczywiście, nie pozwoliło mi na to. On wszedł pierwszy, jak do siebie.
- Gdzie moja blond niewiasta? - spytał bezczelnie jakiegoś szarego człowieka. Ten widocznie zmieszał się pytaniem, bo od razu spuścił wzrok. Palcem wskazał tylko na drzwi i posłusznie odszedł gdzieś na stronę. Tym razem to ja szedłem pierwszy, Fei tylko otworzył przede mną drzwi i wrzucił mnie do pokoju. Nawet nie wszedł ze mną. Zniknął, najnormalniej w świecie rozpłynął się w powietrzu. Popatrzyłem przed siebie i ujrzałem czerwonego ze złości Haru. Nie byłem zdziwiony tym, że się zdenerwował, albowiem migdalił się właśnie z jednym ze swoich kochanków.
- Co TY tu robisz? - dlaczego aż tak bardzo podkreślił słowo „ty”?
- Nie wiem – bo przecież nie zostało mi to wyjaśnione.
- Całą ochotę na seks szlag trafił.
- Mogę wyjść.
- Jeśli teraz bym cię wyrzucił to Hang prawdopodobnie... Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Aha – mało interesujące.
- Aha? Manobu! Zabierz tę łajzę ze sobą do pokoju! - i w drzwiach natychmiast pojawił się czarnowłosy chłopak. Ten sam, który wtedy trzymał jakąś książkę. Miałem wielką ochotę z nim pójść, nie wyglądał na wygadaną osobę, więc będę miał święty spokój. Przynajmniej przez chwilę.
Udaliśmy się do pokoju obok. On usiadł pod oknem, wziął książkę i zaczął czytać. Ja zostałem pozostawiony sam sobie.
- Dziwię się, że jeszcze żyjesz – powiedział do mnie chłopak, nie odrywając wzroku od książki.
- Nie rozumiem.
- Haru-sama nie lubi, kiedy przerywa mu się w takich momentach.
- Ja mu nie przerwałem. To Hang mnie tu wrzucił. Nie widzę tutaj nigdzie swojej winy – chłopak, gdy usłyszał to imię drgnął lekko i podniósł na mnie wzrok. Nie trwało to jednak długo. I bardzo dobrze, bo gdy zaczynałem przyciągać uwagę, nigdy nie kończyło się to czymś dobrym. Zacząłem rozglądać się po pokoju. Właściwie nie było nic ciekawego. Położyłem się na łóżku i zacząłem wpatrywać w sufit. Jakoś zaczynało mi się nudzić. Przeważnie potrafiłem znaleźć sobie zajęcie, jednak w tym pomieszczeniu nieszczególnie mi to wychodziło. Wstałem i wyszedłem z pokoju drugimi drzwiami. Bo tak się jakoś złożyło, że miał dwie pary drzwi. Pierwsze prowadziły do Haru, a drugie nie wiem. Ale zaraz będę wiedział. Tak więc wyszedłem i poszedłem przed siebie. Minąłem tego ochroniarza z wcześniej, nawet na mnie nie popatrzył. Tak jakby mnie nie było. Nawet lepiej. Usłyszałem jakiś hałas i właśnie w tamtą stronę się udałem. Po zapachu można było wnioskować, że byłem coraz bliżej kuchni.
- Gdzie ten nowy?! - usłyszałem wściekły głos jakiegoś mężczyzny. Przez chwilę zastanawiałem się czy wejść, jednak tak ładnie pachniało, że wszedłem.
- Przepraszam... - uchyliłem drzwi i powiedziałem niepewnie.
- No nareszcie! Ile można czekać, co? Myślisz, że gdzieś ty się zatrudnił? Jeśli wszystko nie będzie na czas, to jak myślisz komu się dostanie?! No komu? Mi oczywiście! Masz tu listę zakupów i za pięć minut widzę cie z powrotem! - wepchnął mi w rękę kartkę i wypchnął za drzwi. Nawet nie zdążyłem zaprotestować. Stałem tam chwilę oszołomiony, no ale co zrobić? Poszedłem. Nie znałem w ogóle okolicy. Ludzi też nie było, żeby spytać o drogę. Szedłem cały czas prosto, nigdzie nie skręcałem. Łatwiej będzie mi później trafić. A jeśli nie znajdę sklepu, to nie wrócę do kuchni, tylko do pokoju. Ten kucharz wyglądał naprawdę strasznie. Tak jak myślałem, sklepu nie znalazłem. A właściwie to jak mogłem coś kupić, skoro nie miałem pieniędzy? Co za nonsens. Postanowiłem zawrócić. Szedłem powoli. Nigdzie mi się nie spieszyło. Pogoda była ładna, więc mogłem pospacerować. Co jakiś czas przejeżdżały jakieś samochody. Nie czułem się jakoś wybitnie samotnie. W końcu jedno auto, czarne, o nieznajomej dla mnie marce, zatrzymało się obok mnie. Przystanąłem i popatrzyłem na szybę. Nie mogłem dostrzec twarzy pasażera, chociaż szyba już się „ulotniła”.
- Jesteś sam?
- A czy ktoś idzie obok mnie? - nienawidzę bezsensownych pytań.
- Więc Hang cię już nie pilnuje?
- Hm? Właściwie miał mnie teraz pilnować Haru, ale był zajęty, więc postanowiłem się przejść.
- To może ja poświęcę ci chwilę uwagi?
- Nie, dziękuję – to był jakiś zboczeniec, byłem prawie pewien. Ruszyłem szybkim krokiem przed siebie, pobiegłbym ale nie chciało mi się. Więc jedyne co mi pozostało to szybki marsz. Popatrzyłem przed siebie i zobaczyłem jakąś biegnącą postać. Im była bliżej tym bardziej przypominała Haru. To chyba był Haru. Wyglądał jakby miał zaraz kogoś zabić. Auto za mną ruszyło z piskiem opon.
- Ty cholerny gówniarzu! - poleciały w moją stronę dość niemiłe słowa.
- Wypraszam sobie – odburknąłem mu niezadowolony.
- Wypraszasz?! Fei urwałby mi jaja gdybyś gdzieś zniknął! - mam nadzieję, że to była przenośnia, bo mogłoby trochę zaboleć.
- Nudziło mi się – zacząłem ni z tego ni z owego.
- Wiesz gdzie mam to, że ci się nudziło? Miałeś siedzieć w pokoju. To aż takie trudne?!
- Nie.
- Wspaniale! Wracamy do domu. Tym razem cię do czegoś przykuję.
- To ja nie wracam – w ogóle nie podobała mi się jego wizja.
- Co?
- Nie wracam. Nie podoba mi się twój stosunek do mnie.
- Ty... Jak nikt potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi. Przysięgam, że kiedyś cię zabiję. Wypatroszę! Upiekę! Ugotuję! Potnę i poćwiartuję! - chyba trochę się na mnie zdenerwował. Nie powinienem był go tak drażnić. Ale cóż zrobić? Czasu nie cofnę.
- Katayanagi ja to zrobię z tobą, jeśli mi nie udzielisz satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie. Co on robi na zewnątrz? Jakoś nie mogę sobie przypomnieć żebym go tu zostawił – usłyszałem za plecami głos Hanga. Skąd on się tam wziął i to tak nagle?
- Co ty tu robisz? - wymamrotał Haru. Momentalnie zbielał, to znaczy zrobił się blady.
- Interesy. Więc? Odpowiesz? - był zły, bardzo zły. Nie wiedziałem tylko na kogo bardziej. Na mnie czy na niego?
- Poszedł sobie pospacerować. Nudziło mu się, przynajmniej tak mi powiedział.
- Abe? - o do mnie przemówił. Chciałem jeszcze tylko wtrącić, że cały czas stałem do niego tyłem. Chociaż w końcu trzeba będzie spojrzeć w oczy bestii.
- Tak? - nie odwróciłem się, tchórz ze mnie.
- Odwróć się – no i nie dał mi wyboru. Zrobiłem tak jak chciał. Dokładnie jak marionetka.
- Słucham?
- Przydałoby się żebyś w końcu zaczął słuchać. Przeproś Haru za sprawianie kłopotów – i po co ja się odwracałem? Znowu muszę to zrobić. Ale myślałem, że będzie gorzej.
- Przepraszam za sprawianie kłopotów – powiedziałem to jak dziecko z podstawówki. Katayanagi patrzył nam mnie z niedowierzaniem. Właściwie to się mu nie dziwię. Po tym co przed chwilą odstawiłem, każdy byłby zdziwiony.
- A ty Haru przeprosisz mnie na osobności – na jego twarzy pojawił się lubieżny uśmieszek. Ja bym się zląkł.
- Żartujesz sobie?! Chyba jesteś niepoważny! Nie, ty jesteś zboczony!
- Przecież nie powiedziałem nic zboczonego. Przyjdę wieczorem – i zniknął za zakrętem.
Szedłem już grzecznie za mężczyzną i tak miał przeze mnie dużo problemów. A właściwie to bałem się o to, że jak się odezwę to on mi coś zrobił. Biła od niego naprawdę przerażająca aura. Podchodziła trochę pod tę mordercy. Coś strasznego. Wszedłem za nim do pokoju. On usiadł na fotelu i zaczął mi się badawczo przyglądać.
- Zejdź mi z oczu – wymamrotał masując się po skroniach.
- Przecież na nich nie stoję...
- Zabiję... Wyjdź! Albo nie! Siadaj tam pod ściną i nie ruszaj się. Najlepiej by było, jakbyś w ogóle nie oddychał – wskazał mi palcem jakiś mały, ciasny, ciemny kącik. I ja miałem tam siedzieć do wieczora?
- Nie będę tam siedział.
- O co chcesz się założyć?
- O nic, nie będę tam siedział i już – Haru wstał, podszedł do mnie i złapał za koszulkę. Szarpną mną i dosłownie rzucił w stronę tamtego kąta.
- I siedź tam bo cię przybiję!
- Czym niby?
- Nie prowokuj, bo mam wielką ochotę zrobić ci krzywdę.
- Nie zrobisz – powiedziałem pewny siebie. Nie wiem czemu tak się go nie słuchałem. Było w nim coś takiego, że chciało się robić na przekór.
- Dobra! Ja ci nic nie zrobię. Ale masz jak w banku, że pogadam z Hangiem. Nie będzie cię tu więcej zostawiał, jeśli nie doprowadzi cię do pionu!
- Dlaczego się nim wyręczasz?
- Bo tylko jego się słuchasz! Pewnie już widziałeś go zdenerwowanego co? Chociaż przypuszczam, że jeszcze się hamuje. Biedaku, poczekaj tylko aż te hamulce puszczą. Jestem pewien, że w niedługim czasie coś wykombinujesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz